niedziela, 26 czerwca 2016

Wzielo mnie...

Czas uplywal, mielismy nie jedna klotnie i starcie, ktore tylko dokladaly sie do mojej decyzji i wrecz czulam jak mi sie zbiera, jak dzban sie napelnia i jeszcze pare kropli i sie przeleje. Tylko na to czekalam. Czekalam az B wcisnie czerwony guzik. I wiedzialam, ze go wcisnie.

Ogolnie rzecz biorac, po 7 latach bycia razem i 4 latach malzenstwa i staran mialam dosyc. Przestalo mi zalezec i nie mialam zamiaru przekonywac samej siebie by dalej probowac. Przez jakis czas zylam w pewnej prozni, wiedzialam, ze juz dobrze nie bedzie, ale jeszcze nie czulam sie gotowa by zdecydowac sie na rozwod.

W tym czasie, pewnego zimowego dnia musialam sie udac do D, bo cos nawalilo w samochodzie. Jak zwykle, gatka szmatka, nic takiego. Samochod zostawilam, naprawil, odebralam i tyle. Dopiero gdy wrocilam do domu cos mnie tknelo. Zaswitala mi mysl, ze ten D to fajny facet. Wydawalo sie, ze na tym moje rozwarzania sie zakoncza. Ale nie. Bylam czyms zajeta gdy po chwili mysl znow powrocila: "To bardzo fajny facet, taki meski i.... przystojny." Pomyslalam sobie o nim chwile, bo bylo to calkiem przyjemne po czym zajelam sie czyms. Lecz nie dawalo mi to spokoju. Mysli o D powracaly tego dnia uporczywie. Gdy sie ich pozbylam, wrocily za godzine. I tak w kolko. "A gdyby tak cos zrobic... zagadac go..." Stalam gapiac sie w okno i myslalam co by bylo gdyby. "To niepowazne, przeciez jest zonaty, chyba mnie pogielo. Poza tym jeszcze jestem mezatka, mimo wszystko. Choc w sumie... wali mnie to, ze jestem mezatka. W malzenstwie od siedmiu bolesci i tylko na papierze i z nazwy. Malzenstwo bezuzyteczne jak czek bez pokrycia. Kula u nogi. Pieprzona. Ale on jest zonaty i nalezy to uszanowac wiec daj sobie spokoj kobieto." Przestalam juz dumac co by bylo gdyby, dalam sobie spokoj, choc czulam, ze mysli tylko sie szykuja do szturmu. Kotluja sie i buntuja, a ja siedze na przykrywce od kotla zeby sie nie wydostaly. Pomyslalam, ze przespie sie z tym, do jutra przejdzie.
Nie tylko nie przeszlo, ale tez D byl pierwsza osoba, o ktorej pomyslalam po przebudzeniu. Przez reszte dnia juz nawet nie dalam rady polozyc tej pokrywki na kotle. Nie bylo sensu nawet probowac, puszka Pandory sie otworzyla. Zupelnie jakbym kladla sie spac z katarem, a obudzila sie z grypa i goraczka. "Ale spoko", mysle sobie, "dam sobie pare dni, tydzien, przejdzie. Zauroczylam sie i tyle, nic powaznego. Wszelkie dotychczasowe zauroczenia przechodzily po paru dniach, teraz nie bedzie inaczej. Pomysle sobie, pomarze i samo minie, znudzi mi sie jak zwykle." Stwierdzilam, ze nie ma sie czemu dziwic; zyje od lat bez milosci i jakiejkolwiek czulosci, zrozumienia, z kims kto wyzwala we mnie wszelkie negatywne uczucia, a jednoczesnie samotna jak palec. Co za problem zauroczyc sie w fajnym facecie w takiej sytuacji. Z kamienia nie jestem.

Minelo pare dni, minal tydzien, dwa, trzy, jeden miesiac i drugi miesiac, a zauroczenie jak bylo tak jest. Bez zmian, a nawet silniejsze. Nie moglam w to uwierzyc. W zyciu tak mnie nie wzielo. Toczylam walke wewnetrzna, z jednej strony chcialam by mi przeszlo, staralam wybic sobie D z glowy, z drugiej strony myslalam o tym jak tu go zagadac, lepiej go poznac, dac znac, ze mi sie podoba. Perspektywa lepszego poznania go byla zbyt kuszaca by to olac. Spedzalam na tych przemysleniach troche czasu. Moglam w kazdej chwili znalezc wymowke by go odwiedzic, wystarczylo powiedziec, ze cos piszczy w samochodzie. Ale nie lubie wymyslac pretekstow, nie jest to w moim stylu, poza tym bylabym mega stremowana, zaczelabym sie jakac i wogole bez sensu. Postanowilam czekac, az cos nawali, a wiedzialam, ze dlugo czekac nie bede, bo ten akurat model mial tendencje do nawalania. Plan byl taki, ze pojde do niego, zagadam, dam jakis sygnal, znak, ze mi sie podoba, postaram sie go nieco 'rozkrecic' w rozmowie i zobaczymy co dalej.

"Jestes nienormalna" - mowilam sobie pod nosem - "i suka tez. Powinnas sie leczyc. Z drugiej strony, moze takie 'skumplowanie sie' mi wystarczy i pomoze. Poznam go lepiej, okaze sie dupkiem i mi przejdzie. Tak tez moze byc." Ale cos mi mowilo, ze tak nie bedzie, ze nie okaze sie dupkiem, bo nim nie jest. Ta mysl byla nieco niepokojaca, musze przyznac. Czasem wolalabym zeby byl dupkiem i po sprawie. Do tego doszly wspomnienia tych 'dziwnych doswiadczen' jakie mialy miejsce w ciagu ubieglych lat i znow zastanawialam sie co jest grane. Czulam, ze to jakas grubsza sprawa, a nie tylko glupie zauroczenie. Szalenstwo jakies.

I faktycznie, niedlugo potem pretekst sie znalazl, bo strzelila sprezyna zawieszenia. Nadszedl czas na realizacje planu. Mialam ciary na mysl o zobaczeniu sie z nim. O tym w nastepnym wpisie.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz