sobota, 2 lipca 2016

Pierwsze koty za ploty

Taka walka wewnetrzna trwala ponad rok, do samego konca probowalam o nim zapomniec, choc tez wiedzialam, ze proby te sa daremne. To tak jakby probowac zignorowac fakt, ze ktos mnie stuka mlotkiem po glowie 100 razy dziennie.
Przez ten rok szukalam okazji by go zobaczyc, na ulicy, przejazdem, zeby tylko spojrzec na jego twarz. Dzien wydawal sie lepszy gdy udawalo mi sie go zobaczyc. Nie bylo tego wiele, moze kilka razy. Nie bylo latwo natknac sie na D gdy wiekszosc czasu spedzal w warsztacie.

Postanowilam takze wziasc sie nieco za siebie celem korzystniejszego prezentowania sie. Nalezalo zrzucic pare kilo, nie zeby jakas tone, ale nie czulam sie zbyt dobrze we wlasnej skorze wiec tak byc nie moglo. Nie ma nic gorszego niz wstydzic sie samej siebie. Wiedzialam, ze moge to osiagnac, ze moge wygladac znacznie lepiej wiec czemu nie. Gdyby nawet mial mnie gdzies to zawsze to jakas motywacja i pretekst by utrzymac ksztalt i forme. Nie zebym sie jakos strasznie zapuscila, ale tez zdecydowanie nie mialam motywacji i powodu by sie mega starac. Po ilus latach starania sie olalam wszystko, takze wyglad. Ale nadszedl czas na zmiany. Zaczelam zdrowiej sie odzywiac, duzo warzyw, owocow, swieze ziola, naturalne soki, sztuczny cukier zredukowany praktycznie do zera, minimalna ilosc chleba. Jestem miesozerna wiec wartosciowe kawaly miesa lub ryby musialy byc. Zaczelam odbywac dlugie, szybkie spacery (zawsze jakas okazja by go zobaczyc), ktore wkrotce przerodzily sie w bieganie polaczone z szybkim marszem. Mialam swoj utarty dystans, jakies 8km, ktory pokonywalam bez wymowek. Przewaznie 3 razy w tygodniu, czasem czesciej jak czas pozwalal. Deszcz, snieg, im gorsze warunki tym lepiej, wiecej kalorii sie spalalo. Zaciskalam zeby i chocby skaly sraly. Nie mam tu rownych terenow, wszedzie z gorki lub pod gorke wiec na efekty nie trzeba bylo dlugo czekac. Waga leciala elegancko w dol, miesnie nog i brzucha zaczely sie pieknie rzezbic, czulam sie znakomicie. Zaczelam dobierac ciuchy, ktore wyrazaly moja osobowosc i podkreslaly co trzeba. Maz stwierdzil, ze sie zmienilam. Powiedzialam tylko, ze w tym wieku pora zadbac o siebie, potem bedzie za pozno. Polknal to i sam zaczal sie lepiej odzywiac. "Tak, moj drogi, nadchodza zmiany, ale nie dla psa kielbasa. Jeszcze bedziesz sie slinil i prosil. A tak wogole, to sie nie zmienilam tylko pokazuje to co dawno zaroslo mchem, bo ty zawsze miales to gdzies." - pomyslalam sobie i snulam dalsze plany zwiazane z D.

Tak jak wspomnialam, nadeszla okazja by sie z nim zobaczyc. Bylam zdeterminowana by dac mu jakis sygnal, a rownoczesnie stremowana, balam sie jego reakcji. Pomyslalam, ze cos tam zgadam, od slowa do slowa, zobaczymy jak bedzie. Umowilam sie wczesniej, ze odstawie samochod z samego rana. Podjechalam pod warsztat,  weszlam by dac mu kluczyki, ale wisial na telefonie. Gdy skonczyl powiedzialam 'Dzien dobry D' tak miekko i seksownie jak sie dalo, na co lekko zaniemowil. Nastenie wzial ode mnie kluczyki, rzucil tylko, ze zadzwoni jak bedzie gotowe i wypadalo mi sobie pojsc. Wyszlam wiec, myslac sobie, spoko, dzis jeszcze sie zobaczymy.
Popoludniu zadzwonil, ze gotowe, poszlam po samochod, ale okazalo sie, ze jego kumpel-pomocnik byl tam z nim tego dnia wiec nie bylo wiekszych szans na podryw. Nie mialam wiele czasu na zastanawianie sie co dalej, w sumie to pomyslalam, ze chyba sobie odpuszcze tym razem. Nie bede przeciez otwarcie podrywac zonatego faceta przed jego kumplem. Ale cos mnie tknelo, ze tak powiem.
Weszlam do warsztatu, zblizam sie do drzwi biura, ktore otworzyl mi przed nosem D mowiac 'czesc'. 'Czesc' - odpowiedzialam i jedyne na co moglam sie zdobyc to dluzsze i glebsze i wymowniejsze niz ustawa przewiduje spojrzenie mu w oczy, ktore i tak bylo krotsze niz chcialam, bo kumpel D stal za jego plecami i obawialam sie, ze sie zorientuje w czym rzecz. Wcale go to nie speszylo, takze patrzyl z rownym zaangazowaniem, a gdy przeszlam w glab biura on zostal stojac tam z tymi drzwiami w garsci az do ockniecia sie. Chyba doznal lekkiego paralizu. Prowadzilismy pogawedke na rozne tematy, przy czym D nie mowil zbyt wiele. Faktem jest, ze jego kumpel ma gadane. Po chwili pozegnalam sie i wyszlam, wsiadlam do samochodu i juz mam odjezdzac gdy widze katem oka, ze D podchodzi do mnie. Zrobilo mi sie nieco cieplo, 'o kurcze, co teraz', mysle sobie. Uchylilam drzwi by zobaczyc co powie, ale najpierw nic nie powiedzial tylko wbil wzrok w moje oczy tak jak ja to zrobilam w biurze. I tak patrzyl mi w oczy dosc intensywnie i przez dluzsza chwile, a ja robilam wszystko co w mojej mocy by nie wymieknac i wytrzymac jego spojrzenie. Udalo sie, ale zaplacilam za to trzesacymi sie rekami, przyspieszonym oddechem i jakaniem sie. Lekki atak paniki znaczy. Nastepnie powiedzial:
- Sorry, ale ten uchwyt na komorke spadl.
- A... eee... co? A! Uchwyt! Spoko, ciagle spada, hehe.... przymocuje sobie...
- Ok. To narazie. - i poszedl sobie.
- Narazie, dzieki! - rzucialam za nim, zamknelam drzwi i mega ostroznie odjechalam, bo w tym stanie nie bardzo wiedzialam gdzie jestem i gdzie zmierzam. 'Ja pierdziele, 'uchwyt spadl', nie mial nic lepszego do powiedzenia?! 'Przymocuje sobie', idiotka ze mnie tez zajebista. Ale to spojrzenie... Boze trzymaj mnie... Boze... co ja teraz zrobie. Co ja narobilam! Ale nic to, co ma byc to bedzie. Kulac to. W dupie tam.' - z takimi myslami dojechalam do domu, weszlam i probowalam udawac, ze nic sie nie stalo. Udalam sie na gore by sie uspokoic i by oddech i serce wrocily do normy. Nie mialam zadnego bliskiego terminu ponownych odwiedzin D, ale byla zima i wiedzialam, ze ten samochod nie bedzie jej znosil zbyt dobrze. No i mialam racje, uplynely jakies 3 miesiace i znow znalazl sie pretekst by odwiedzic D. A o tym juz jutro.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz