środa, 6 lipca 2016

Podejscie nr 3

Minelo troche czasu zanim doszlo do zakupu nowszego pojazdu, chyba prawie miesiac, bo zalatwianie czegokolwiek z B to droga przez meke i koszmar. Nie chce mi sie nawet na ten temat pisac, bo ja nie o tym tutaj. Dosc powiedziec, ze zanim on dupe ruszy to ja juz mam 10 rzeczy zalatwionych.
W tym czasie zastanawialam sie co D o mnie mysli, czy wogole mysli? Byc moze mysli, ze sama nie wiem czego chce, zawracam glowe, raz daje jakis sygnal, a potem sie wycofuje, udaje, ze nic sie nie stalo. Tak tez o sobie myslalam, ze zawracam gitare. Ale z drugiej strony, nie mozna powiedziec, ze D sie przepracowywal, oprocz tego zamkniecia drzwi, ktore ledwo zauwazylam, dlaczego nie ma dalszej inicjatywy? Jesli ma na cos ochote dlaczego nie da znac? Bo tez sie boi? Niesmialy? Zmienil zdanie? Zrezygnowal? W koncu jest zonaty, ja mezatka wiec czego sie tu spodziewac? Nie mam do czynienia z takimi sytuajami na co dzien wiec sorry, ale nie jest to dla mnie jakas rutyna. Nie wiem co robic, co myslec, okolicznosci nie sprzyjaja za bardzo.
Ale jednak zamknal te drzwi na klucz... i odwaga go opuscila, kurde, moglam mu jej dodac jakos... nie dawalo mi to wszystko spokoju.
Pomyslalam sobie, ze teraz wiele okazji i szans nie bedzie. Nabede nowszy samochod, ktory juz nie bedzie sie tak psul, przeglad pewnie tak szybko nie bedzie potrzebny i nie bedzie pretekstow by sie z nim zobaczyc. Ale nic to, poczekamy, zobaczymy. Nadal wierzylam w sile podrywu i sygnalow. Stwierdzilam, ze moze powinnam go jakos osmielic. Dam mu szanse, podjade z nowym nabytkiem celem sprawdzenia i zobaczymy.
Na tym etapie moje 'zauroczenie' dalo mi juz tak w kosc, ze juz ciezko mi bylo wytrzymac. Musialam dac mu jakis wyrazniejszy znak, powiedziec cos co wyraznie ujawnialo moje intencje. Stwierdzilam, ze powiem cos do czego bedzie musial sie ustosunkowac i dzieki temu dowiem sie co mysli albo czy optowalby na 'cos'. Nie spoczne dopoki nie bede wiedziala na 100% czy ma mnie gdzies czy tez nie. Mialam juz dosc zagadek i rozgryzania go. Powiem cos (co to bedzie zalezy od tego o czym bedziemy gadac) co spowoduje, ze albo zacznie sie dziac cos konkretnego albo dam sobie spokoj na amen. Jesli sie okaze, ze ma mnie w dalekim powazaniu to sie wylecze w trybie natychmiastowym z wszelkiego odurzenia i pomrocznosci jasnej. Chyba wlasnie potrzebuje kubla zimnej wody i po sprawie.
Nie bede ukrywac, ze taka zagadkowosc D mnie intrygowala, motywowala do konkretniejszych krokow. Sek w tym, ze gdybym wiedziala na 100%, ze facet nie chce miec ze mna nic wspolnego to bym w zyciu sie nie narzucala. Ale tu nic nie bylo oczywiste, ani, ze 'tak', ani, ze 'nie'. Nie ma nic gorszego niz niepewnosc. Musialam wiedziec albo nigdy nie da mi to spokoju i na lozu smierci bede sie zastanawiac co by bylo gdyby. O nie, tak byc nie moze.
Koniec koncow samochod zostal zakupiony, odebralam go jakos w sobote i nie moglam sie doczekac poniedzialku. Poniedzialek nadszel i zadzwonilam do D z samego rana:

- Czesc D, jak sie masz?
- Czesc, w porzadku, co u ciebie?
- Tez ok, w koncu mam samochod.
- O, to dobrze, co masz?
- (tu podalam co i jak)
- Brzmi dobrze, chcesz zebym na to zerknal?
- Tak, poprosze, moge podjechac teraz jesli masz czas. - z trudem opanowalam drzenie w glosie i jakanie sie.
- Jasne, podjedz to rzuce okiem, przejade sie nim.
- Dobra, bede za 10 min.
- Ok, do zobaczenia.

Samochod byl wlasnie po pierwszym przegladzie rejestracyjnym, ale to nie mialo znaczenia. Nie ma to jak ocena zaufanego fachowca. Boze, mysle sobie, znow go zobacze i tym razem musze powiedziec cos znaczacego, konkretnego, bo jak nie to kaplica. Probowalam opanowac nerwy, ale i tak sie cala trzeslam. Wlasnie miala nastapic diagnoza sytuacji, woz albo przewoz. Albo cos sie stanie, albo bedzie wielkie nic i tylko wstyd. Za 10 minut okaze sie co dalej. Spoko, dostane kosza i po bolu. Wielka rzecz.
Jade. Co ma byc to bedzie. Dojechalam na miejsce, wysiadlam, D wyszedl z warsztatu, przywitalam sie z usmiechem, oznajmil, ze najpierw sie przejedzie. Wsiadlam wiec na miejscu pasazera i dalam mu kluczyki. Ruszylismy by zrobic jakies kolko, gadka szmatka, nic takiego. Siedzialam tam i kombinowalam jak kon pod gorke by mu cos powiedziec, ale nie wiedzialam co i tez braklo mi odwagi. Nie bylo zabardzo kontekstu i nie chcialam tak ni z gruszki ni z pietruszki. D tez nie wydawal sie zbyt rozmowny tego dnia co nie ulatwialo sprawy.
Przyjechalismy do warsztatu, D otworzyl drzwi, wjechal samochodem na podnosnik, wzial latarke i zaczal ogladac podwozie. O czyms tam jeszcze rozmawialismy, ale nic takiego i nic co bym mogla wykorzystac w wiadomym celu. Stwierdzil, ze wszystko ok, sprawdzil poziom plynow, a ja czulam jak czas ucieka i okazja tez.

- Kiedy ma termin przegladu? - spytal.
- Za rok, w marcu.
- A, czyli mial teraz przeglad robiony?
- Tak... - zrobilo mi sie glupio - okazalo sie, ze jest nowy przepis, ze jak termin przegladu wypada w czasie do 6 miesiecy od zakupu to dealer musi go zrobic i termin przesuwa sie na za rok. - wyjasnilam zamiast powiedziec: 'tak, ale chcialam sie z toba zobaczyc wczesniej niz za rok'. Ale oczywiscie ja to ja, nie jestem mistrzem zagadywania i podrywu, to na bank.

D wyjechal samochodem z warsztatu, wyszlam tez na zewnatrz, zaczal zamykac wrota i mowi:

- Wyglada na to, ze wszystko ok wiec do zobaczenia w marcu.

Pomyslalam, ze albo teraz albo nigdy, nie moge czekac rok, tak sie nie da. Raz kozie smierc, zebralam sie w sobie i mowie prawie mdlejac:

- Dziekuje za pomoc, ale, szczerze mowiac, nie wyobrazam sobie nie widziec cie przez rok. - Bosze, powiedzialam to, a teraz zgine od uderzenia miecza. Ale bylo mi juz wszystko jedno. Stalo sie, slowo sie rzeklo. Czekam na wyrok.
To co nastepnie uslyszalam wprawilo mnie w takie oslupienie, ze szok nie opuszczal mnie przez wieki cale.
D usmiechnal sie lekko i powiedzial jakby nigdy nic:

- Mysle, ze bedzie ok przez rok. Nie robisz az tyle mil by cos sie mialo dziac. Lecz nie bede tego bral do siebie jesli cie nie zobacze do marca. Narazie!

Po czym zniknal za drzwiami, a ja zaniemowilam i w oslupieniu odjechalam. "Ze co? O czym on gada? Co ilosc mil ma z tym wspolnego? Co on powiedzial? Ze nie bedzie tego bral do siebie? To znaczy ma to gdzies. Ale jaki bezczelny! Ze niby sie nie obrazi jak mnie nie zobaczy do marca! Co za ironia! Impertynent jeden!" - gadalam do siebie w samochodzie i gotowalam sie z wscieklosci. "Mogl przynajmniej jakos inaczej to powiedziec, a nie 'nie bede tego bral do siebie jak cie nie zobacze do marca'. Chamstwo! I co ma ilosc mil do rzeczy?! Wogole bez sensu. A tak wogole, moj drogi," - gadam nadal do siebie - "to sytuacja sie zmienila i teraz wlasnie sadze mile jakich malo, bo zmienilam prace i jezdze jak potluczona po calym kraju wiec sie zdziwisz."
Bylam w szoku pomieszanym z oslupieniem i furia i nie wiedzialam co myslec. Weszlam do domu, walnelam drzwiami (B nie bylo w domu), klucze polecialy lotem blyskawicy na polke i zaczelam chodzic po domu jak nakrecona. W koncu pomyslalam, ze musze sie uspokoic, bo to sie kupy dupy nie trzyma. Po pierwsze, D nie jest impertynenckim chamem, bo znam go troche przez te pare lat i wiem, ze nie jest. Bywal troche oschly, ale nie chamski ani jakis wredny. Po drugie, czy on aby napewno skumal o czym ja mowilam? Cos mi mowilo, ze nie. Ze poprostu myslal, ze tak gadam w zwiazku z samochodem, ze nie wyobrazam sobie, ze samochod nie nawali przez rok (dosc niezwykle) i ze go przez rok przez to nie odwiedze. Wiec odpowiedzial, ze raczej nikle szanse by nawalil i, ze przeciez sie nie obrazi jak sie nie zglosze do jakiejs naprawy. To by mialo sens. Ale nie mialam zadnej pewnosci, nie wiedzialam co o tym myslec. Cos co mialo wszystko wyjasnic namieszalo mi w glowie jeszcze bardziej. Masakra. Musialam sobie to poukladac na spokojnie.

Tak tez zrobilam i doszlam do wniosku, ze ta cala sytuacja i rozmowa nie wyjasnila niczego, bo byla jednym wielkim nieporozumieniem. Facet wogole sie nie skapnal o co chodzi! "Ale ciezki przypadek! Ciezki kaliber." - pomyslalam sobie - "Kurka wodna, ciezki kaliber moze wymagac ciezkiej amunicji... Ale tym bardziej, D stal sie jeszcze bardziej interesujacy!"

Niemniej jednak mialam niezly metlik. W zyciu nie mialam tak ciezkiego orzecha do zgryzienia. Co za facet!

Potrzebowalam oswiecenia, nadeszla pora na wykorzystanie kola ratunkowego, telefonu do przyjaciela, a konkretnie przyjaciol dwoch. A to zawazylo na tym co bylo dalej. O tym w nastepnej czesci.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz