niedziela, 3 lipca 2016

Podejscie nr 2

Wyruszylam gdzies rano samochodem, a bylo dosc mrozno. Podczas jazdy samochod zaczal nagle gasnac. Odpalilam ponownie, znow zgasl. I tak chyba ze 3 razy na krotkim odcinku. Zapalila sie kontrolka silnika i stwierdzilam, ze to nie ma sensu, daleko nie zajade, a jak nawet zajade to moge nie wrocic i dopiero bedzie cyrk. Wygladalo mi to na wtrysk paliwa. Oznaczalo to tylko jedno, nalezy jakos dojechac do warszatu D. Az mi sie slabo zrobilo na sama mysl i glosno przelknelam sline, bo z jednej strony chcialam sie z nim widziec zawsze i wszedzie, a z drugiej paralizowala mnie sama mysl o tym. Zaskoczyla mnie troche ta sytuacja, ale nic to, trzeba sie z nim zobaczyc i opanowac treme. Jade wiec jak ten czub z wlaczonymi awaryjnymi, gasnac, odpalajac i wyklinajac na przemian. Dojechalam jakos, D wyszedl z warsztatu, spytal co sie dzieje wiec wyjasnilam. Mial akurat jakichs klientow w warsztacie wiec tylko zostawilam mu kluczyki i poszlam do domu.
Zadzwonil za niedlugo, powiedzial, ze sprawdzil nieco silnik i mysli, ze to wtrysk paliwa, ale zeby byc w 100% pewnym moze wziasc samochod na diagnostyke i sprawdzic. Bo jesli to wtrysk to naprawa moze sie nie oplacac. Zgodzilam sie na taki uklad. A poniewaz mogl to zrobic dopiero za 2 dni (kolejka) to tez postanowilam zostawic samochod u niego, nie bylo sensu tym jezdzic i utknac na srodku ulicy. Spytal, czy jest w samochodzie cos co jest mi potrzebne. A ja, zanim pomyslalam, powiedzialam, ze nie. Ale glupia jestem... moglam miec pretekst by sie z nim zobaczyc. Nic to, poczekamy te 2 dni, zobaczymy.
Faktycznie, zadzwonil za 2 dni rano. Mialam go oczywiscie w komorce wiec odbieram:

- Czesc D, co tam slychac?
- Czesc, u mnie ok, ale z samochodem nie bardzo.
- Kurcze, tak myslalam...
- Bylem z nim na diagnostyce i mimo, ze jechal ok tym razem to jednak wyglada to na wtrysk paliwa, na 99%.
- No, tak wyglada. Ile by kosztowala naprawa?
- Trzeba liczyc minimum 1000 funtow. Gdyby to robic tak solidnie i porzadnie to nawet i 3000.
- O ja cie... eeee.... to chyba raczej nie...
- Szczerze mowiac, samochod nie jest tego wart.
- To jedno, a drugie, ze i tak nie mam tyle kasy na zbyciu. Poza tym nie ma sie nad czym uzalac, bo i tak myslalam o zmianie. Psuje sie co chwila...
- Jesli i tak chcesz zmieniac to lepiej dac sobie z tym spokoj. Kupic cos nowszego, bardziej ekonomicznego.
- Tak tez zrobie.
Pogadalismy chwile o tym co najlepiej kupic, okazalo sie, ze wlasnie polecal mi model ktory mialam na mysli.
- To mozesz odebrac ten samochod dzisiaj jesli dasz rade.
- Tak, tak, bede tam za niedlugo i stocze go do domu, z gorki jest. Moge podskoczyc za pol godziny, bedziesz?
- Tak, powinienem byc, zadzwon po drodze, zeby sie upewnic, ze gdzies nie wyszedlem.
- Ok, to do zobaczenia.
- Narazie.

Dziwnym troche wydawalo mi sie dzwonienie by sie upewnic, ze jest, nigdy wczesniej nie musialam, zaczelam cos tam podejrzewac. Mialam tez cicha nadzieje, ze cos w koncu sie ruszy, ze cos sie miedzy nami zacznie dziac. Liczylam troche na jego inicjatywe, a ja zamierzalam dac jakies przyzwolenie, zalezy na co, ma sie rozumiec.
Podeszlam do warsztatu, drzwi sie otworzyly i wyjrzala usmiechniela twarz D.

- Czesc! - mowie.
- Czesc, co taka zdyszana?
- Ach, uszkodzilam sobie kolano i boli, przeszkadza. Musialam przeforsowac podczas biegania - faktycznie mialam z nim problem od paru tygodni.
- Zdarza sie, tez mnie czasem cos lapie tu i tam, choc nie wygladam jakbym odwiedzal silownie.

No i oczywiscie, zamiast rzucic jakims komplementem typu 'nie potrzebujesz silowni' to mnie sparalizowalo i jedyne na co sie zdobylam to debilny usmiech. Potem przeszlismy do gadki na temat samochodu, co kupic i jak. Gadalismy tak i caly czas sie zastanawialam co zrobic, jakby tu... ale tez nie chcialam sie narzucac, uznalam, ze do niego nalezy nastepny krok jesli chce... Ale jemu tez barklo odwagi i smialosci, widac bylo, ze sie bije z myslami. W ktoryms momencie skapnal sie, ze zostawil wlaczony silnik w jakims samochodzie.

- Poczekaj chwilke, wylacze to zanim sie zaczadze tutaj.

Patrzylam na niego podziwiajac jego fajny usmiech, ladne zeby, i ten seksowny parodniowy zarost, ktory mu tak pasowal i dzialal na mnie piorunujaco. Co za facet... Pogadalismy jeszcze chwilke.

- Dobra, mysle, ze lepiej bedzie jak juz sobie pojde, pewnie masz sporo pracy. - pomyslalam, ze moze sie ruszy jak zaczne wychodzic.
- Nawet nie, nie ma nawalu.
- O, a to ciekawy model. Co to? - wskazalam na stary, zabytkowy samochod wychodzac z biura, zerknelam na tylek, bo sie nie znam - a, (odczytalam marke) - Wiedzialam, ze to jego, ale pomyslalam, ze jeszcze zagadam chwilke.
- To moj (tu podal rocznik, okazalo sie, ze tylko rok mlodszy ode mnie, o zgrozo).
- Fajny.
- Taki tam, do zabawy na lato. W zimie nim nie jezdze.
- No raczej, szkoda by bylo. Ok, spadam.
- Daj znac jakbys potrzebowala pomocy przy zakupie nowego, moge podjechac, doradzic.
- Jasne, bede pamietac, dziekuje za pomoc. - i juz mialam pchnac drzwi i wyjsc.
- Poczekaj, otworze - mowi D.
Mysle sobie, spoko, dam sobie rade, ale stoje i czekam. Poszedl do biura, okazalo sie, ze po klucze, bo... zamknal te drzwi na klucz... Zaczal je otwierac, a mnie cisnelo sie na usta pytanie dlaczego je zamknal na klucz. Ale nie, jak zwykle sparalizowalo mnie, balam sie konsekwencji i odpowiedzi na pytanie. Udalam, ze sie nie skaplam o co chodzi i wyszlam.

- To narazie, dzieki, do zobaczenia!
- Narazie, czesc!

Wsiadlam, odjechalam i jakos dojechalam. "Kurna!" - mysle sobie - "Ale spieprzylam! Wiadomo po co zamknal te drzwi. Nie zebym miala od razu przejsc do sedna, ale byla taka okazja zeby cos zaczac... glupia, durna, ciemna!" Ale bylam wsciekla na siebie. I na D tez, bo zamiast sie ruszyc i przejsc do jakiegos dzialania... ech, nastepna okazja stracona. Trudno, teraz trzeba sie skupic na szukaniu nowszego samochodu. Wiedzialam, ze niestety nie bede mogla poprosic D o pomoc, bo B bedzie musial decydowac o zakupie ze mna i nie wytrzymalabym psychicznie takiego napiecia.

Plan byl taki, by kupic samochod i poprosic D o sprawdzenie go.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz