niedziela, 26 czerwca 2016

Wzielo mnie...

Czas uplywal, mielismy nie jedna klotnie i starcie, ktore tylko dokladaly sie do mojej decyzji i wrecz czulam jak mi sie zbiera, jak dzban sie napelnia i jeszcze pare kropli i sie przeleje. Tylko na to czekalam. Czekalam az B wcisnie czerwony guzik. I wiedzialam, ze go wcisnie.

Ogolnie rzecz biorac, po 7 latach bycia razem i 4 latach malzenstwa i staran mialam dosyc. Przestalo mi zalezec i nie mialam zamiaru przekonywac samej siebie by dalej probowac. Przez jakis czas zylam w pewnej prozni, wiedzialam, ze juz dobrze nie bedzie, ale jeszcze nie czulam sie gotowa by zdecydowac sie na rozwod.

W tym czasie, pewnego zimowego dnia musialam sie udac do D, bo cos nawalilo w samochodzie. Jak zwykle, gatka szmatka, nic takiego. Samochod zostawilam, naprawil, odebralam i tyle. Dopiero gdy wrocilam do domu cos mnie tknelo. Zaswitala mi mysl, ze ten D to fajny facet. Wydawalo sie, ze na tym moje rozwarzania sie zakoncza. Ale nie. Bylam czyms zajeta gdy po chwili mysl znow powrocila: "To bardzo fajny facet, taki meski i.... przystojny." Pomyslalam sobie o nim chwile, bo bylo to calkiem przyjemne po czym zajelam sie czyms. Lecz nie dawalo mi to spokoju. Mysli o D powracaly tego dnia uporczywie. Gdy sie ich pozbylam, wrocily za godzine. I tak w kolko. "A gdyby tak cos zrobic... zagadac go..." Stalam gapiac sie w okno i myslalam co by bylo gdyby. "To niepowazne, przeciez jest zonaty, chyba mnie pogielo. Poza tym jeszcze jestem mezatka, mimo wszystko. Choc w sumie... wali mnie to, ze jestem mezatka. W malzenstwie od siedmiu bolesci i tylko na papierze i z nazwy. Malzenstwo bezuzyteczne jak czek bez pokrycia. Kula u nogi. Pieprzona. Ale on jest zonaty i nalezy to uszanowac wiec daj sobie spokoj kobieto." Przestalam juz dumac co by bylo gdyby, dalam sobie spokoj, choc czulam, ze mysli tylko sie szykuja do szturmu. Kotluja sie i buntuja, a ja siedze na przykrywce od kotla zeby sie nie wydostaly. Pomyslalam, ze przespie sie z tym, do jutra przejdzie.
Nie tylko nie przeszlo, ale tez D byl pierwsza osoba, o ktorej pomyslalam po przebudzeniu. Przez reszte dnia juz nawet nie dalam rady polozyc tej pokrywki na kotle. Nie bylo sensu nawet probowac, puszka Pandory sie otworzyla. Zupelnie jakbym kladla sie spac z katarem, a obudzila sie z grypa i goraczka. "Ale spoko", mysle sobie, "dam sobie pare dni, tydzien, przejdzie. Zauroczylam sie i tyle, nic powaznego. Wszelkie dotychczasowe zauroczenia przechodzily po paru dniach, teraz nie bedzie inaczej. Pomysle sobie, pomarze i samo minie, znudzi mi sie jak zwykle." Stwierdzilam, ze nie ma sie czemu dziwic; zyje od lat bez milosci i jakiejkolwiek czulosci, zrozumienia, z kims kto wyzwala we mnie wszelkie negatywne uczucia, a jednoczesnie samotna jak palec. Co za problem zauroczyc sie w fajnym facecie w takiej sytuacji. Z kamienia nie jestem.

Minelo pare dni, minal tydzien, dwa, trzy, jeden miesiac i drugi miesiac, a zauroczenie jak bylo tak jest. Bez zmian, a nawet silniejsze. Nie moglam w to uwierzyc. W zyciu tak mnie nie wzielo. Toczylam walke wewnetrzna, z jednej strony chcialam by mi przeszlo, staralam wybic sobie D z glowy, z drugiej strony myslalam o tym jak tu go zagadac, lepiej go poznac, dac znac, ze mi sie podoba. Perspektywa lepszego poznania go byla zbyt kuszaca by to olac. Spedzalam na tych przemysleniach troche czasu. Moglam w kazdej chwili znalezc wymowke by go odwiedzic, wystarczylo powiedziec, ze cos piszczy w samochodzie. Ale nie lubie wymyslac pretekstow, nie jest to w moim stylu, poza tym bylabym mega stremowana, zaczelabym sie jakac i wogole bez sensu. Postanowilam czekac, az cos nawali, a wiedzialam, ze dlugo czekac nie bede, bo ten akurat model mial tendencje do nawalania. Plan byl taki, ze pojde do niego, zagadam, dam jakis sygnal, znak, ze mi sie podoba, postaram sie go nieco 'rozkrecic' w rozmowie i zobaczymy co dalej.

"Jestes nienormalna" - mowilam sobie pod nosem - "i suka tez. Powinnas sie leczyc. Z drugiej strony, moze takie 'skumplowanie sie' mi wystarczy i pomoze. Poznam go lepiej, okaze sie dupkiem i mi przejdzie. Tak tez moze byc." Ale cos mi mowilo, ze tak nie bedzie, ze nie okaze sie dupkiem, bo nim nie jest. Ta mysl byla nieco niepokojaca, musze przyznac. Czasem wolalabym zeby byl dupkiem i po sprawie. Do tego doszly wspomnienia tych 'dziwnych doswiadczen' jakie mialy miejsce w ciagu ubieglych lat i znow zastanawialam sie co jest grane. Czulam, ze to jakas grubsza sprawa, a nie tylko glupie zauroczenie. Szalenstwo jakies.

I faktycznie, niedlugo potem pretekst sie znalazl, bo strzelila sprezyna zawieszenia. Nadszedl czas na realizacje planu. Mialam ciary na mysl o zobaczeniu sie z nim. O tym w nastepnym wpisie.

Czarna Kawa

sobota, 25 czerwca 2016

Dojrzewanie do decyzji

Moje malzenstwo przybieralo coraz gorsza postac, pomimo roznych staran i rozmow postepu i poprawy nie bylo. Wrecz przeciwnie, widzac, ze starania nic nie zmieniaja odczuwalam coraz wieksza niechec i rezygnacje. Zaczelam czesto myslec o rozwodzie, choc dlugo nie czulam sie gotowa na taki krok. Poniekad myslalam, ze bede tak wegetowac w czyms co nie ma nic wspolnego z malzenstwem, dla dobra dziecka, byleby tylko miec swiety spokoj. Ale wkrotce okazalo sie, ze to nie dla mnie, ze nie moge tak funkcjonowac. Oddalalismy sie od siebie coraz bardziej, az w koncu bardziej sie chyba nie dalo. Bylismy poprostu wspollokatorami, ktorzy sie znosza, ale nie za bardzo lubia, graja sobie na nerwach i depcza po palcach.
Nie mialam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek skoki w bok, poszukiwania kogos innego czy tym podobne. Nie bylam szczesliwa i absolutnie nie w nastroju na zadne romanse. Duza czesc mojego wolnego czasu spedzalam na zastanawianiu sie co robic z tym zwiazkiem. Konkretnie, szukalam porzadnego pretekstu by sie z niego wydostac. Nie mialam ochoty na tlumaczenie sie i analizowanie dlaczego, powiedzialam co mialam powiedziec nie raz na przestrzeni lat, rzygac mi sie chcialo na mysl o maglowaniu tego po raz n-ty. Wogole, rzygac mi sie chcialo na mysl o przydlugawej rozmowie z B, ktory musi wszystko rozlozyc na czynniki pierwsze. Mial swoj sposob na zycie i ok, byle z dala ode mnie. Nie bylo takiej opcji by usiasc i powiedziec tak poprostu: chce rozwodu. Postanowilam poczekac na odpowiedni moment, byla to kwestia czasu, a mnie sie nie spieszylo. I tak juz mnostwo pretekstow sie nagromadzilo. Potrzebowalam tylko momentu, kropki nad 'i', w ktorym bede w 100% pewna swej decyzji, pewna siebie, gdy bede wiedziala, ze nie ma powrotu, nie zmienie zdania, gdy poczuje, ze 'to jest to' i bede wewnetrzenie spokojna. Nie chcialo mi sie stawiac samej siebie w stresujacej sytuacji gdzie B bedzie wymagal jakichs rzeczowych argumentow i dyskusji. Co jak co, ale postanowilam zrobic co sie da by bylo to wygodne dla mnie (mialam powyzej dziurek w nosie postepowania tak jak jemu jest wygodnie) i aby mialo jak najmniejszy wplyw na syna. Bylam pewna, ze moge to osiagnac. Mialam w ciemnej dupie rzeczowe argumenty i dyskusje, stracilam cierpliwosc do rozmow bez efektow i robienia sobie nadzei i kapcia z geby. Moj czas stal sie zbyt cenny by go marnowac na B. Krotko mowiac, nie bylo juz o czym gadac. Jestem cierpliwa, ale do czasu, gdy ten czas minie, nie ma powrotu.

Takie byly moje przemyslenia i nigdy w zyciu, w najsmielszych snach nie wyobrazalam sobie tego co sie stalo dalej.

Czarna Kawa

środa, 22 czerwca 2016

Dziwne doswiadczenia

W przeciagu tych ok. 8 skladalam wizyte w warsztacie D przewaznie 2-3 razy w roku. Raz (liczony jako odstawienie i odebranie samochodu) to obowiazkowy przeglad, a inne przypadki to jakies tam standardowe naprawy. Nie za kazdym razem, ale w kilku przypadkach mialam dosc dziwne doswiadczenia.
Z jakiegos niewyjasnionego powodu, czasem, dzien lub dwa przed wizyta lub w dzien wizyty nachodzily mnie rozne mysli-pytania, za kazdym razem cos innego. Nie byly one jakies tam jednorazowe, przypadkowe jakie czasem wpadaja do glowy i po chwili wogole ich nie pamietamy. Byly to pytania, ktore nie chcialy sie odczepic, powracaly co chwila, mimo iz wcale nie bylo to cos o czym chcialam myslec, az w koncu musialam jakby zwolnic w codziennej gonitwie i zastanowic sie skad taka mysl i po co, tymbardziej, ze wydawaly sie zupelnie z ksiezyca. Nastepnie, gdy przychodzilam do warsztatu, otrzymywalam odpowiedz na dane pytanie, ktore mnie dreczylo. Wydawalo by sie, ze w zupelnie przypadkowy sposob. Nie raz czulam sie zamurowana. Podam przyklad lub dwa.

Jade do D odstawic samochod i po drodze zastanawiam sie czy ma zaplanowany jakis urlop, bo przeglad mi wypadal jakos latem. To jeszcze nie jest takie dziwne, ale nastepna mysl jaka mi 'wskakuje' to, ze facet ma jakies problemy ze snem, a wogole to na urlop sie nie wybiera, bo... nie lubi. Co jak co, ale po co sie nad tym zastanawiac i po co mi to wiedziec i z jakiej racji - nie mam pojecia. Co mnie to obchodzi, jego prywatna sprawa. Krazy mi to po glowie, nie chce sie odczepic, co zaczynam myslec o czyms innym to te mysli/pytania powracaja.
W koncu docieram do warsztatu, drzwi otwarte, wchodze do biura i widze, ze z kims rozmawia wiec czekam grzecznie na swoja kolej. Chce tego czy nie, slysze o czym gadaja. Klient ma juz wyjsc gdy w ostatniej chwili pyta czy D wybiera sie na urlop. O, dobre pytanie, mysle sobie, nie bede musiala dociekac. On na to, ze nie, nie jedzie nigdzie. Jak to? Nie planujesz odpoczac? Pyta klient. Nie, nie lubie dni wolnych, nudzi mi sie. Moze gdzies na weekend pojade, odpowiedzial. Moglbys sie przynajmniej wyspac, odpoczac, zacheca klient. A tam, mowi D, nie sypiam zbyt dobrze, pozno zasypiam i budze sie wczesnie rano, nie wazne czy trzeba czy nie.
Stalam tam lekko zmatrixowana, musze przyznac.

Innym razem, ni z gruszki ni z pietruszki, zaczelam sie zastanawiac czy D ma psa. Znow, po co mi to wiedziec? Dlaczego nie mam takich pytan na temat innych ludzi, tylko na temat D? O co tu chodzi? Malo tego, mialam odczucie, ze jesli ma psa to o jasnej, byc moze bialej, plowej siersci. Wchodze do warsztatu, a D rozmawia z klientem, ktory nawija na temat swojego psa, ze taki i owaki. Na to D mowi, ze jego psy to sa takie.... i reszty juz nie slyszalam, bo mnie lekko scielo. Potem okazalo sie, ze ma dwa, a jeden jest bialy. Zaznacze, ze nigdy go nie widzialam z psami na spacerze ani nic z tych rzeczy.

Inny przyklad. Przy innej okazji, mam wyznaczony dzien wizyty w warsztacie i znow sie zaczyna. Kraza mi mysli po glowie na temat ojca D. Konkretnie, ze cos z nim jest nie tak. Nie mam pojecia co, ale czuje, ze jest tam jakis problem. Znow, kloce sie sama ze soba, o co chodzi? Co mnie to obchodzi, nie moja sprawa. Poza tym, w zyciu jego ojca na oczy nie widzialam (moze raz, ale nie wiedzialam, ze to byl jego ojciec), nie wiem nawet czy zyje. Umysl mowi, co za bzdura, a ja czuje to co czuje i nie moge sie tego pozbyc. Przychodze do D, znow z kims rozmawia. Stoje i czekam. Klient pyta, a co ty taki przybity dzisiaj? Nieswoj jakis. A, bo tato musial zostac umieszczony w domu opieki, ma demencje, Alzheimera, potrzebuje calodobowej opieki, a ja i zona pracujemy, nie mamy jak sie nim zajac.
Szczeka mi opadla i musialam sie czegos przytrzymac, bo mi sie nogi ugiely.

Byly jeszcze inne podobne przypadki, ale nie bede sie rozpisywac, te przyklady wystarcza. Raz, dwa, mozna zrozumiec, zbieg okolicznosci, przypadek. Ale co jesli jest ich 5 lub 6? Jakby sie tak zastanowic, ide do D z samochodem 2-3 razy w roku, odstawiam, odbieram to powiedzmy 6 razy, moze czasem 8. I tego konkretnego dnia, na przestrzeni roku, o konkretnej godzinie jest tam takze jakis klient rozmawiajacy z nim akurat o tym o czym ja myslalam od paru dni.
Wspomne tez, ze nie znalam D, nie wiedzialam kompletnie nic na jego temat, nic tez nie slyszalam od innych na jego temat. Jak to we wsi bywa, kazdy wie o kazdym, ale na temat D akurat nic nie wiedzialam.
Zaczelam sie nad tym powaznie zastanawiac, bo bylo tego za wiele i bylo to zbyt dziwne by byl to przypadek. To i moje wczsniejsze odczucia co do tego miejsca, i wrazenie jakie na mnie zrobil, wszystko jakby tworzylo jedna calosc.
Powstaje pytanie, czy ja przewidywalam/odczuwalam przyszlosc? Dlaczego tylko odnosnie D, a nie kogos innego lub innych spraw? Czy tez bylo to cos innego, jakies resztki wiedzy, wspomnienia na jego temat, bo znalam go wczesniej? Reinkarnacja czy co? Nie zebym byla wtedy do niej przekonana, ale na przestrzeni wielu lat miala ona dla mnie coraz wiekszy sens i dzis zaczyna byc bardzo prawdopodobna, prawie pewna.
Probowalam analizowac powyzsze wydarzenia starajac sie zrozumiec o co chodzi, ale niewiele mi z tego wyszlo, nie wiedzialam co o tym myslec i poprostu dalam sobie z tym spokoj, mialam inne sprawy i problemy na glowie. Byl moment gdy zastanawialam sie tez czy mu o tym cos powiedziec, ale szybko zrezygnowalam, pewnie by sobie pomyslal, ze cos ze mna nie halo i zaczalby mnie unikac.
To co stalo sie potem wydaje sie nie miec zwiazku z powyzszym, ale czy na pewno?
Dzis uklada mi sie to w sensowna calosc i mysle, ze wszystko jest ze soba powiazane, nie ma przypadkow.
Nastepnym razem zaczne opisywac co bylo dalej, bo to co napisalam do tej pory to jeszcze nic. Sam/a ocenisz czy wszystko razem ma sens czy nie.

Czarna Kawa

poniedziałek, 20 czerwca 2016

W miedzyczasie...

Kontynuujac poprzedni wpis, D zadzwonil wkrotce by powiedziec, ze moj stary kapec przeszedl diagnostyke niepomyslnie i aby legalnie jezdzic nalezy naprawic hamulce. Poinformowal o kosztach i spytal czy chce to robic, bo samochod stary i, szczerze mowiac, nie bardzo sie oplaca. Zdecydowalam jednak by naprawiac, bo nie bylam przygotowana na zmiane samochodu, a bez samochodu poprostu czulabym sie jak bez reki. Jakies 'kombinacje' tez nie wchodzily w gre, bo nie gram w te klocki. Pomyslalam, ze pewnie bedzie to ostatni przeglad tego wehikulu. Nie byl wiecej wart. Krotko mowiac, umowilam sie na naprawe, ktora zostala wykonana, zaplacilam i podziekowalam za sprawna obsluge.

Zycie toczylo sie dalej, wiele rzeczy sie wydarzylo, caly czas spotykalam sie z B, potem zaszlam z nim w ciaze, zamieszkalam z nim, a potem podjelismy decyzje o przeprowadzeniu sie do wiekszego mieszkania. Tak sie stalo, musielismy je wyremontowac i urzadzic. Zdecydowalismy sie nie spieszyc ze slubem, bo nie ukladalo sie miedzy nami zbyt dobrze. Moge smialo powiedziec, ze zaczelo sie psuc odkad zaszlam w ciaze. Dlugo i duzo by o tym pisac, bede o tym wspominac. Lecz dziecko w drodze, normalny czlowiek stara sie jak moze by bylo jak najlepiej dla wszystkich. Lecz nie szlo to najlepiej. Dziecko sie urodzilo i poczatki byly mega trudne. Klocilismy sie z przeroznych powodow, jak to zwykle bywa z winy obu stron. W rezultacie chcac miec spokoj musialam ustepowac i nie doprowadzac do konfrontacji. Z czasem nieco sie 'dotarlismy' i choc nie bylo to zycie jakie sobie wyobrazalam, myslalam, ze tak juz jest i koniec. Moje 'docieranie sie' polegalo na nie odzywaniu sie gdy z czyms sie nie zgadzalam. Na ironie, z reguly zgadzalismy sie w 'grubych', waznych sprawach, a o pierdoly moglismy sie pogryzc. Jedynym wyjsciem wydawalo mi sie zaakceptowac rzeczywistosc taka jaka jest i juz, i nie walczyc o pierdoly by uniknac awantur. Bylo znosnie. Po ok. dwoch latach od urodzenia dziecka postanowilismy wziasc slub, bardziej z rozsadku niz z jakiegokolwiek innego powodu. Ale musze tez powiedziec, ze wierzylam w nas, w nasz zwiazek. Moje uczucia calkiem nie wygasly, nadal bardzo mi zalezalo i naprawde niewiele bylo trzeba bym uznala, ze moj maz jest najwspanialszy na swiecie, ale... to 'niewiele' nigdy nie mialo miejsca. Musialam byc dosc naiwna, bo pozniej moja wiara w nas okazala sie bardzo zludna, a ciagle uleganie wplynelo na mnie mega negatywnie. To i wiele innych aspektow naszego zycia spowodowalo, ze nie bylo ok, nie bylo lepiej, a stopniowo coraz gorzej. Nie chce biadolic ani sie zalic, nie o to chodzi, probuje tylko nakreslic sytuacje. Nawet nie chce mi sie teraz wnikac w szczegoly, bo mnie to tylko doluje. Nie bylo dobrze i ani ja ani B nie bylismy szczesliwi. Oboje jednak robilismy co w naszej mocy by dziecko tego nie odczulo. I tak, liczac od zajscia w ciaze walczylismy o przetrwanie, bo inaczej tego nie nazwe, przez ok. 8 lat.

W ciagu tych lat korzystalam z warsztatu D (bo wszystko zawsze bylo na mojej glowie), naprawy, przeglady, zmiany samochodu, itp. I tak jak wspomnialam, przez te lata mialam rozne dziwne doswiadczenia zwiazane z D o czym w nastepnym wpisie.

Czarna Kawa

niedziela, 19 czerwca 2016

Gdy go zobaczylam po raz pierwszy

Podjechalam, wysiadlam i zobaczylam D wychodzacego z warsztatu do mnie i stanal w odleglosci moze 4-5m. Co stalo sie dalej trwalo moze sekunde lub dwie. Zobaczylam jego twarz i mnie nieco zamurowalo. Na moment zapomnialam po co przyjechalam i wogole co mialam powiedziec. Trudno mi opisac co sie stalo, bo bylo to tylko odczucie, trwajace ulamek sekudny lecz tak silne i wyrazne, ze potem dlugo sie zastanawialam co to bylo i po co, a dzis, po latach, dokladnie je pamietam.

Byc moze pomyslisz sobie: "A, pewnie przystojny i zrobil wrazenie". Owszem przystojny, przynajmniej wg. mojego gustu i jako normalna kobieta natychmiast to zanotowalam, ale to nie tylko to. Cos jeszcze mnie 'walnelo', bo tak to musze nazwac. Byla to jakas taka jasnosc wokol niego, pozytywna energia, mozna by powiedziec, nie znajduje na to innego okreslenia. Ktos moze nazwalby to 'aura', nie wiem, nie widze zadnych aur. Ale czuje energie, tak samo jak wszyscy, choc byc moze nie kazdy zdaje sobie z tego sprawe. Te negatywne tez moga mnie czasem 'walnac', mialam i takie doswiadczenia. Nastepne odczucie i wrazenie (tak jak pisalam to wszystko trwalo moze 2 sek. max) to jakby cos ze mnie wyszlo, poczulam to niemal fizycznie, cos z klatki piersiowej, byc moze byla to moja energia, jej czesc, albo czesc mojej duszy, albo cos, nie wiem, ale COS to bylo. Nie jest to jakis moj wymysl, bo poprostu to poczulam, stalo sie to samo z siebie. To cos poruszalo sie bardzo szybko, szybciej niz mysl, bo zanim o tym cokolwiek pomyslalam, poczulam jak to cos 'frunie' w kierunku D i tam chyba laczy sie z jego 'czyms' w jakas taka spirale i nagle 'zanika', nie czuje tego juz, nie 'widze'.
Nie pamietam dokladnie, bo czas jakby stanal w miejscu, ale chyba po tej chwili zamurowania wydusilam z siebie:
- Dzien dobry - i usmiechnelam sie jakby nigdy nic celem zamaskowania doznan i zejscia na ziemie. Co by sobie pomyslal gdybym tam tak stala w bezruchu z drzwiami samochodu w garsci... Nie pamietam czy cos odpowiedzial, czy tez go zatkalo, czy nie, trudno stwierdzic. Nie wiedzialam czy to on jest tym mechanikiem (moze jakis pracownik) wiec mowie:
- Szukam D.
- To ja - mowi - w czym mozna pomoc?
- Samochod ma wkrotce termin przegladu, slyszalam, ze moge to tutaj zalatwic.
- Tak, mozna, wejdzmy do biura, zapisze sobie twoj nr tel.
Weszlismy.
- To ty dzwonilas wczesniej?
- Tak, dzwonilam. Pewnie nie trudno poznac po akcencie.
- No tak... dlatego skojarzylem.
Zapisal sobie moj numer tel., moje imie, dalam mu kluczyki, papiery jakie nabylam wraz z samochodem, powiedzial, ze zabierze samochod na diagnostyke, a potem zadzwoni jak bedzie gotowe i poinformuje mnie co i jak. Podziekowalam i wyszlam.

Wyszlam, ide i mysle sobie: "Ja pierdziele... co to bylo?! Musze ochlonac... o co tu chodzi...? Co za facet... ja cie sune... ja cie sune!" Nigdy w zyciu czegos takiego nie doswiadczylam, nikt nigdy nie zrobil na mnie takiego wrazenia, nie wywolal takich reakcji. Nie wiem gdzie szlam, nie pamietam, chyba do rodzicow B aby poczekac na samochod. Bylo to niecale 10 min spacerkiem. Pamietam tylko, ze staralam sie po drodze ochlonac, przybrac normalny wyraz twarzy, bo mialam wrazenie, ze oddech i oczy juz nigdy nie wroca do normy, musialam wziasc kilka glebokich oddechow i przestac o tym myslec. Tak sie tez stalo, skupilam sie na innych sprawach. Nie poswiecalam ani D and temu co doswiadczylam zbyt wiele mysli. Byc moze tylko raz potem zastanowilam sie nad tym co sie wlasciwie stalo, ale nie umialam sobie na to odpowiedziec wiec dalam temu spokoj. Nawet jesli facet mi sie podobal, nie mialo to znaczenia, bo dopiero od dwoch czy trzech miesiecy spotykalam sie z B i cala moja uwage poswiecalam jemu i bylam w nim zakochana. Gdyby nawet D zaprosil mnie na kawe to bym grzecznie odmowila. Co sie dzialo dalej bylo rownie dziwne i nie do racjonalnego wytlumaczenia.

Czarna Kawa

B i D

Praca pochlonela mnie calkowicie, dawalam z siebie wszystko aby stanac na nogi i sie 'zakotwiczyc'. Ale nie bede sie tu o pracy rozpisywac. Dosc powiedziec, ze wypelnila moje dni, czasem tez weekendy. I w moim przypadku nie byl to zmywak.
W pracy tez, po paru miesiacach, poznalam przyszlego meza, brytyjczyka. Nazwijmy go B. Nie chce teraz tez opisywac calej naszej historii, bo nie pora teraz na to, aczkolwiek bedzie to jakies tlo. Byc moze kiedys dopisze wiecej szczegolow. Wspomne jeszcze, ze mieszkal w tej malej wiosce, ktora odwiedzilam podczas wczesniej wspomnianego spaceru.
Gdy tu przyjechalam i poznalam B mialam ok. 30 lat. Jak to zwykle bywa, na poczatku naszej znajomosci wszystko bylo ok, a przynajmniej tak mi sie wydawalo. Mialam juz wtedy samochod; jakis tam kilkuletni kapec, ale kupiony za gotowke, bez jakichs tam splat, dzialal i sluzyl mi niezawodnie i dosc dlugo. Mialam niezla frajde jezdzac sobie na samotne wycieczki, niejednokrotnie pare godzin w jedna strone. Nadszedl jednak czas na przeglad rejestracyjny. Przy okazji rozmowy o tym B wspomnial, ze jego rodzice korzystaja z uslug pewnego mechanika, ktory jest dobry i po rozsadnej cenie i dadza mi namiary. Wkrotce poznalam rodzicow B, ktorzy faktycznie dali mi nr tel do tegoz mechanika i szybko okazalo sie, ze chodzi o warsztat, ktory przykul moja uwage podczas spaceru tamtego dnia. Przypomnialam sobie o tym jak to nie moglam oderwac oczu od tego miejsca, ale nic poza tym. Nie orientowalam sie ktory warszat w okolicy jest jaki, czy dobry czy nie wiec oczywistym bylo skorzystanie z poleconego tymbardziej, ze znali go od x lat. Mechanika nazwe D.  Zadzwonilam do niego by sie umowic na przeglad i wymagane naprawy, ale powiedzial by przyjechac tego samego dnia. Tak wiec zrobilam.

Czarna Kawa

sobota, 18 czerwca 2016

Drugi dzien w UK

Lata temu zdecydowalam sie na wyjazd do UK, sama, jestem tu na stale. Nie znalam tu praktycznie nikogo, zero rodziny, znajomych, przyjaciol. Pasowalo mi to, wolna jak ptak. Na drugi dzien po przyjezdzie zdecydowalam sie wyjsc na spacer aby sie zorientowac w okolicy. Pomyslalam, ze pojde gdzie mnie oczy poniosa. Szlam przed siebie przez jakis czas az doszlam do malej wsi. Wies jak wies, domy, pare sklepow, jakies puby i koscioly oczywiscie (rozne, bo tu rozne wyznania sa) i stacja kolejowa! Ide sobie glowna ulica i przechodze obok jakiegos warsztatu samochodowego, o czym dowiaduje sie z szyldu, bo akurat byl zamkniety z racji niedzieli. Nie mialam samochodu wiec na nic mi sie zdala ta informacja. Ide dalej, ale cos tam przykuwa moja uwage. Cos mi kaze spojrzec jeszcze raz na ten warsztat. I ten szlaban zamykajacy wjazd. Zastanawiam sie, skad ja znam to miejsce... Ide powoli i sie odwracam pare razy, jestem swiadoma, ze cos mi to przypomina, ale za cholere nie mam pojecia co. Poprostu czuje dziwne przyciaganie mojej uwagi. Wydaje sie, ze bez powodu, bo zamkniete, pusto i cicho, tylko ja przechodze. W koncu pomyslalam, ze to jakis absurd, przeciez w zyciu nigdy wczesniej tu nie bylam wiec jakim cudem mam to miejsce znac. Mysle sobie, nieistotne, i ide dalej. Uszlam jeszcze kawaleczek, stwierdzilam, ze dalej nie widze juz nic ciekawego i postanowilam wrocic. Przechodzac znow kolo tegoz warsztatu zastanawialam sie skad u mnie takie odczucia, popatrzylam na to miejsce raz jeszcze, szczegolnie na ten szlaban (nie wiem dlaczego) i nic nowego to nie wnioslo. Zignorowalam sprawe i wrocilam do domu. Na nastepny dzien poszlam po raz pierwszy do nowej pracy wiec kompletnie o tym zapomnialam i skupilam sie na nauce nowych zadan.

Czarna Kawa

Moje widzi mi sie, a zycie...

Walczylam z tym uczuciem przez ponad rok zanim zdecydowalam sie cos z tym zrobic. Kiedys, w zyciu by mi do glowy nie przyszlo by w jakikolwiek sposob angazowac sie uczuciowo z zonatym mezczyzna. Nie tyle dlatego, ze jest to uznane za niemoralne, ale dlatego, ze tacy mezczyzni w zaden sposob mnie nie pociagali. Zajety i tyle, ma kogos i po sprawie. Pozniej, owszem, byl w moim zyciu facet w trakcie rozwodu, po rozwodzie, to co innego, wiadomo, ze tam juz nic nie zostalo.

A tu, jakby specjalnie wbrew wszystkim moim odczuciom, preferencjom, mozna by powiedziec zasadom (niekoniecznie moralnym), zaczynam czuc cos nad czym nie moge zapanowac do faceta zonatego, wcale nie w trakcie rozwodu, ani po nim, wcale nie w separacji, wrecz przeciwnie, majacym rodzine i ustabilizowane zycie. Absurd jakis. Kawal roku. Zycie sobie kpi ze mnie i moich przekonan. Albo poprostu te przekonania i zasady podwaza....

Chyba jednak najlepiej zaczac od poczatku. Niektore szczegoly moga sie wydawac bez znaczenia, ale potem wszystko powinno stworzyc jedna calosc, taki jest plan. No i jest to historia prawdziwa, nie umiem zmyslac opowiadan.

Czarna Kawa

czwartek, 16 czerwca 2016

O jaka milosc chodzi?

Sa przeciez rozne rodzaje tzw. milosci zakazanej. W moim przypadku chodzi o milosc mezatki do zonatego mezczyzny, a jakby jeszcze tego bylo malo, chodzi o zwiazek z duza roznica wiekowa. Wlasnie wokol tego bedzie sie ten blog obracal, ale mysle tez, ze wielu ludzi bedac w innego rodzaju zakazanych zwiazkach zmaga sie z bardzo podobnymi lub takimi samymi problemami jak ja.

Zastanawiam sie od czego zaczac, mam nadzieje, ze bede wiedziec jak tu zagladne nastepnym razem.

Czarna Kawa

wtorek, 14 czerwca 2016

Zalozylam tego bloga, bo...

...czasem jestem w takiej desperacji, ze trudno to opisac. Bede jednak probowac. Takze po to by pisac o milosci, tej nie raz zakazanej. Po to by dopuscic ja do glosu i postarac sie pokazac ja od srodka, a nie tylko z zewnatrz, tak jak widza to ci, ktorzy nigdy czegos takiego nie przeszli, nie przezyli i szybko osadzaja i oceniaja, szufladkuja. Prawdopodobnie, piszac o sobie i swoich doswiadczeniach, nie unikne pisania takze o swoich przemysleniach o milosci 'zakazanej', o naszych zasadach moralnych i ich adekwatnosci w naszym zyciu.
Mysle, ze moge wzbudzic wiele emocji, kontrowersji, bo bede niektore zasady moralne podwazac, ale byc moze sklonie tez do refleksji.

Wiem, ze jest wiele osob w sytuacji podobnej do mojej, nie jestem jakas odosobniona, dotyczy to wielu ludzi. Dlatego tez chcialabym troche sie zglebic w temat milosci zakazanej i sprobowac dojsc w czym jest problem. Dlaczego cierpimy z tego powodu. Nie twierdze, ze mi sie uda, ale chce sprobowac.

Czarna Kawa