poniedziałek, 20 czerwca 2016

W miedzyczasie...

Kontynuujac poprzedni wpis, D zadzwonil wkrotce by powiedziec, ze moj stary kapec przeszedl diagnostyke niepomyslnie i aby legalnie jezdzic nalezy naprawic hamulce. Poinformowal o kosztach i spytal czy chce to robic, bo samochod stary i, szczerze mowiac, nie bardzo sie oplaca. Zdecydowalam jednak by naprawiac, bo nie bylam przygotowana na zmiane samochodu, a bez samochodu poprostu czulabym sie jak bez reki. Jakies 'kombinacje' tez nie wchodzily w gre, bo nie gram w te klocki. Pomyslalam, ze pewnie bedzie to ostatni przeglad tego wehikulu. Nie byl wiecej wart. Krotko mowiac, umowilam sie na naprawe, ktora zostala wykonana, zaplacilam i podziekowalam za sprawna obsluge.

Zycie toczylo sie dalej, wiele rzeczy sie wydarzylo, caly czas spotykalam sie z B, potem zaszlam z nim w ciaze, zamieszkalam z nim, a potem podjelismy decyzje o przeprowadzeniu sie do wiekszego mieszkania. Tak sie stalo, musielismy je wyremontowac i urzadzic. Zdecydowalismy sie nie spieszyc ze slubem, bo nie ukladalo sie miedzy nami zbyt dobrze. Moge smialo powiedziec, ze zaczelo sie psuc odkad zaszlam w ciaze. Dlugo i duzo by o tym pisac, bede o tym wspominac. Lecz dziecko w drodze, normalny czlowiek stara sie jak moze by bylo jak najlepiej dla wszystkich. Lecz nie szlo to najlepiej. Dziecko sie urodzilo i poczatki byly mega trudne. Klocilismy sie z przeroznych powodow, jak to zwykle bywa z winy obu stron. W rezultacie chcac miec spokoj musialam ustepowac i nie doprowadzac do konfrontacji. Z czasem nieco sie 'dotarlismy' i choc nie bylo to zycie jakie sobie wyobrazalam, myslalam, ze tak juz jest i koniec. Moje 'docieranie sie' polegalo na nie odzywaniu sie gdy z czyms sie nie zgadzalam. Na ironie, z reguly zgadzalismy sie w 'grubych', waznych sprawach, a o pierdoly moglismy sie pogryzc. Jedynym wyjsciem wydawalo mi sie zaakceptowac rzeczywistosc taka jaka jest i juz, i nie walczyc o pierdoly by uniknac awantur. Bylo znosnie. Po ok. dwoch latach od urodzenia dziecka postanowilismy wziasc slub, bardziej z rozsadku niz z jakiegokolwiek innego powodu. Ale musze tez powiedziec, ze wierzylam w nas, w nasz zwiazek. Moje uczucia calkiem nie wygasly, nadal bardzo mi zalezalo i naprawde niewiele bylo trzeba bym uznala, ze moj maz jest najwspanialszy na swiecie, ale... to 'niewiele' nigdy nie mialo miejsca. Musialam byc dosc naiwna, bo pozniej moja wiara w nas okazala sie bardzo zludna, a ciagle uleganie wplynelo na mnie mega negatywnie. To i wiele innych aspektow naszego zycia spowodowalo, ze nie bylo ok, nie bylo lepiej, a stopniowo coraz gorzej. Nie chce biadolic ani sie zalic, nie o to chodzi, probuje tylko nakreslic sytuacje. Nawet nie chce mi sie teraz wnikac w szczegoly, bo mnie to tylko doluje. Nie bylo dobrze i ani ja ani B nie bylismy szczesliwi. Oboje jednak robilismy co w naszej mocy by dziecko tego nie odczulo. I tak, liczac od zajscia w ciaze walczylismy o przetrwanie, bo inaczej tego nie nazwe, przez ok. 8 lat.

W ciagu tych lat korzystalam z warsztatu D (bo wszystko zawsze bylo na mojej glowie), naprawy, przeglady, zmiany samochodu, itp. I tak jak wspomnialam, przez te lata mialam rozne dziwne doswiadczenia zwiazane z D o czym w nastepnym wpisie.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz