środa, 19 kwietnia 2017

Kwietnia ciag dalszy

Pierwsze dwa tygodnie kwietnia spotykalismy sie codziennie, nie bylo to proste ale udalo sie. W drugi weekend udalo sie nawet urwac na pare godzin i spedzic czas na lonie natury. Nawet pogoda dopisala.
Potem byly swieta, ktore jakos znioslam. Bylam bardziej zajeta drobnym malowaniem i poprawianiem wygladu schowka w kuchni niz swietami. W dupie mam takie swieta. Jedynie w niedziele uznalam ze niech B przyjdzie na obiad, rzuce kawalkiem miesa i niech syn ma jakies tam swieta. Mogl sie rozlozyc z tata na kanapie i wszyscy ogladalismy Hotel Transylvania zajadajac sie czekolada. Napilam sie wina do obiadu i przysnelam w fotelu na chwile i takie byly moje swieta. Przynajmniej syn byl zadowolony wiec to jest big plus.

Poniedzialek byl wolny wiec sie nie moglismy spotkac, udalo sie tylko chwile pogadac. Tym razem D znosil swieta z trudem. Nie brzmial zbyt wesolo. Tez zabijal czas majsterkowaniem i praca w ogrodzie wyobrazajac sobie jak by moglo byc... I patrzac, a raczej starajac sie nie patrzec, jak zona napycha sie czym popadnie i wpieprza jego czekolade po kryjomu a potem mowi 'ja tylko kawalek wzielam' i probuje z niego robic idiote. Albo mowi: 'otworz to jajko czekoladowe, zjem swoja polowke'. Powiedzial zeby cale zezarla, co sie bedzie rozdrabniac. Jej setna dieta cud i tak juz poszla w pizdu, bo przytyla zamiast schudnac.

'Musialem uslyszec twoj glos' - powiedzial przez tel.

We wtorek z rana, przed praca, musialam wstapic do warsztatu na 5min tylko po to bysmy mogli sie przytulic i tym razem by to D poczul sie lepiej. Ze mna bylo nie najgorzej.

W tym tygodniu Pulcheryja ma urlop wiec spotkania sa utrudnione bo moze wpasc do warsztatu w kazdej chwili, a jak nie ma tam D to dzwoni do usraniej smierci. Mimo to udalo nam sie wczoraj zjesc lunch u mnie, a dzis D udalo sie przyjsc do mnie rano gdy Pulcheryja pojechala na jakies zakupy. Oczywiscie dzwonila jak byl u mnie bo go nie znalazla w warsztacie i zmyslil jakas historie o tym gdzie pojechal i po co. Akurat skonczylismy sie kochac wiec nie przeszkodzila specjalnie. Heeee....

D przyszedl dzis, usiedlismy przytuleni na kanapie i D zaczal mnie calowac namietnie.
- Musze isc na gore A, chocby po to by sie przytulic, poczuc cie cala.
- Oczywiscie kochanie, choc, idziemy.
Poszlismy do sypialni, rozebralismy sie i w samej bieliznie wskoczylismy do lozka. Wtulilismy sie w siebie, objal mnie od tylu, a ja przywarlam calym cialem do niego. Bosko.
- Boze, jak cudownie. - stwierdzil.
- Tego nam bylo trzeba przez swieta.
- Nie moge nawet za duzo o tym myslec. Dola dostane.
- Lepiej cieszyc sie chwila.
- Nie wiem co robic, czy tylko sie tulic czy cos wiecej.
- Jak chcesz kochanie.
- Tak trudno sie oprzec, ale potem boli. I tak trudno sie oprzec jak widze ten seksowny kark, ramiona, dotykam cie...
Ledwo skonczyl i juz sie kochalismy. Nie dalo sie tego nie zrobic. Szczegolnie przed dlugim weekendem w rozlace. Lecz widzialam bol w jego oczach.
- Przytul sie prosze, musze miec cie blisko. - mowil.
- Jestem z toba i przy tobie kochanie. Nawet jesli jestesmy osobno to i tak jestesmy razem.
- Boze, jak ja cie kocham - powiedzial gdy przytulalismy sie po.
- Czuje to, w kazdej komorce.
- Musze ci cos powiedziec.
- Slucham.
- Jesli odejde nagle, kopne w kalendarz i nie dostane szansy spotkania sie z toba i wszystko co robimy teraz wyjdzie na jaw, bo wszystko co mam od ciebie zostanie znalezione, chce zebys wszystkim powiedziala o nas. Prawde o tym jak sie kochamy i jak byc powinno. Mozesz isc i zapukac do drzwi [jego domu] i powiedziec jak bylo. Mozesz nawet w lokalnej gazecie opisac, nie obchodzi mnie co ludzie beda o mnie myslec. Wole zeby znali prawde.

Lza mi sie zakrecila w oku.

- Jak odejdziesz to napewno nie bedzie cie to obchodzic.
- Mozesz zrobic co chcesz. Nie mysl ze ja bym nie chcial czy cos. Wrecz przeciwnie. I mam to gdzies co ludzie pomysla o niej.
- Ona bylaby ta biedna poszkodowana.
- Niezupelnie, jesli prawda o niej wyjdzie na jaw.
- Mam badzieje ze nie pojdziesz sobie bez pozegnania, nieladnie tak.
- Postaram sie ale wiesz ze gwarancji nie ma. Chcialem tylko zebys to wiedziala.
- Ok, bede pamietac jakby co. Nie moge za bardzo o tym myslec, bo zas dola dostane.

Jutro rano spotkamy sie gdzies poza domem dla bezpieczenstwa. Krazownik Pulcheryja krazy. A popoludniu D wyjezdza juz do syna i wraca w niedziele. Zobaczymy sie dopiero w poniedzialek. Zona nalegala by zostac tam do poniedzialku ale D sie wykrecil. Potem ona ma wolny poniedzialek i wtorek wiec zobaczymy jak bedziemy mogli sie spotkac.
Poki co sie trzymam i mam zamiar wyjechac z synem w weekend gdzies w cholere zeby nie tkwic w 4 scianach.

- I bede dzwoni i pisal smsy kiedy tylko bede mogl. Biore zapasowa naladowana baterie do naszej komorki. - zapewnil.
- Poprosze. Nie dam rady bez tego.

Czarna Kawa

4 komentarze:

  1. Jesteście jak króliki... Zazdroszczę... Jak ja Wam, k*rwa, zazdroszczę! Tego właśnie tulenia... tych namiętnych chwil, dotyku... Oddałbym wszystko co mam za jeden taki dzień... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. E, chyba nie az tak. Choc niewiele nam brakuje. Gdybysmy byli ze soba 'normalnie' to napewno jak kroliki. Czasem ja bym musiala uciekac a czasem on.
    Wiem, nie jest latwo bez tego. Szczegolnie jak sie tego doswiadczylo.

    OdpowiedzUsuń