środa, 5 kwietnia 2017

Rozmowy z dusza, cz. 2

Kilka miesiecy pozniej...

Trzeba bylo zrobic przeglad rejestracyjny. Umowilam sie, pojechalam. D zaproponowal ze mnie odwiezie do domu bo lalo i bylam z dzieckiem. Wrocilam do domu i zaczelam cos robic w kuchni. I zaczelo sie. Zaczela sie rozmowa. Wtedy jeszcze nie do konca wiedzialam z kim lub z czym, ale zaczelo mi switac, ze to glos z najglebszych glebi. Dzis twierdze ze to Dusza, wszechwiedzaca, zrodlo wszelkich odpowiedzi na wszystko.

- Ten D... fajny jest - mowi Dusza.
- No... fajny. I co?
- Nic, fajny.
- No ok, fajny. Biore sie do roboty.
- Ok.
Po dluzszej chwili:
- I przystojny jest.
- No jest.
- W twoim typie.
- Zgadza sie.... wez przestan, daj spokoj juz. Biore sie za obiad.
- Ok.
Za jakis czas:
- Lubisz go.
- Lubie. I co?
- Nic... Fajny, przystojny, w twoim typie, lubisz go...
- Oj tam, oj tam, heeee... bardzo smieszne.
Milczenie.
- Hahaha, taaa, dobre. Co jeszcze wymyslisz? - pytam.
- Nic nie wymyslam, takie sa fakty.
- Porypalo cie? Mnostwo jest fajnych, przystojnych, w moim typie... no moze nie to ostatnie. Tych jest malo. Ale on ma zone! A ja dziecko i meza!
- Meza?
- No tak... meza mozna wyciac. Ok, ale on ma zone! A ja dziecko! Nie, nie wiem czy mozna go wyciac... nie... tak... nie...
- Wiesz dobrze czy tak czy nie.
- No w sumie tak...
- Nie, nie w sumie. Tak czy nie?
- TAK! TAK! Zadowolona?
- Tak. Ustalone.
- Tak, taka prawda. Wyciac. Taki maz to nie maz. Do dupy jest.
- A D jest fajny.
- Pierdzielisz, nie znam go.
- Znasz.
- Ze co?
- Tzn. ja go znam ale to tak jakbys ty go znala.
- Ta, przeciez go widze 2 razy w roku. Co ty pieprzysz?
- Przestan myslec, zacznij czuc.
- Ale... ale to szalenstwo, musze myslec.
- Byc moze o tym jak zrobic obiad. Przypala sie.
- O kurwa! Przez ciebie! Zawracasz mi dupe tym czary mary.
Milczenie. Skonczylam przypalac i usiadlam.
- D jest super!
- NIE ZNAM GO!
- ZNASZ GO!
- Niby jak?
- Poczuj go.
- To jakies szalenstwo.
- A gdzie cie twoj Rozsadek zaprowadzil?
- Hmmm....
- No gdzie?
- Do dupy. Do ciemnej dupy.
- Ha! Otoz to! Jestesmy w domu.
- Rozsadek mnie zawiodl. Rozczarowal. A potem opuscil.
- Taki on juz jest. Chcesz z nim dalej gadac?
- Nie, mam go dosc. Ok, to co chcesz mi powiedziec?
- Ze go znasz, poczuj go.
- No... faktem jest, ze czuje jakbym go znala.
- Nie jakbys. Ty go ZNASZ.
- To nieco radykalne. Skad ta pewnosc?
- Ja i jego Dusza spedzilismy kawal czasu razem, ze tak to ujme. Ladnych kilka zyc.
- To tez dosc radykalne, jak ja mam w to wierzyc?
- Zaufaj mi.
- Ha! Zaufac! Tobie! Bo masz jakies widzi mi sie oparte na niczym? Na powietrzu? Mam ci zaufac?
- Nie musisz jesli nie chcesz. Masz do wyboru. Mnie lub Rozsadek. Nic poza tym.
- Zajebisty wybor. Rozsadek ktory jest debilem lub ty... uluda jakas.
Milczenie.
- He! Niedorzecznosc... ide spac. - i poszlam, mamroczac pod nosem.

Czarna Kawa

2 komentarze:

  1. tak to już jest że nie wiadomo co i kto pcha nas nie wiadomo gdzie i po co a potem... albo pojawiają się problemy albo piękne uczucie zmieszane z problemami jakby nie mogły same. Wydaje mi się że to naturalny związek: miłość i cierpienie - dla kontrastu. Gdyby nie okresowe cierpienie nie zdawalibyśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo kochamy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba masz racje. Milosc i cierpienie ida w parze.

    OdpowiedzUsuń