niedziela, 28 sierpnia 2016

Awantura

Wreszcie mam chwile na stworzenie jakiegos wpisu. Spore zamieszanie bylo z tym mieszkaniem.
 Poszlismy je ogladac we wtorek, ale okazalo sie nikogo nie ma, bo... dotychczasowa lokatorka zapomniala, ze jestesmy umowieni. Umowilismy sie na inny dzien i w koncu udalo sie to mieszkanie zobaczyc. Nie obylo sie bez klotni tuz przed, gdzie B nagle oznajmil, ze i tak nie bedzie tego mieszkania bral choc jeszcze go nie widzial. Takie stwierdzenie bylo mi nawet na reke, bo dzieki temu wylozylam B kawe na lawe i oznajmilam, ze jesli on tego mieszkania nie wezmie i tak go rajcuje marnowanie czasu innych, to ja je biore, jesli sie da. Jak sie nie da to skladam podanie i ja sie z dzieckiem wyprowadzam, bo tak dalej byc nie moze. Myslal, ze tylko tak gadam, ale zapewnilam go, ze taka jest moja decyzja i to wszystko na ten temat. Dziecko potrzebuje miec swoj pokoj i lozko, a ja swiety spokoj.
W polowie tej klotni i dyskusji (mialam daleko gdzies, ze ktos nas slyszy) przyszla kobieta z kluczami i wposcila nas do mieszkania. Obejrzelismy, nie gadajac ze soba. Jak na moj gust, mieszkanie bardzo fajne, duze, wymagajace odswiezenia itd., ale nie ma zadnych wiekszych minusow. Pomyslalam, ze jesli on tego nie wezmie to zobacze czy ja moge, bo nie obrazilabym sie gdybym dostala taka oferte. Ale juz w trakcie ogladania widzialam, ze B sie przekonuje, ze zaczyna mu sie podobac.
Nie gadalismy cala droge do domu, gdzie majac juz wszystko w dupie, poszlam pod prysznic, zrobilam synowi kolacje i zasiadalam w pokoju celem ogladania jakiegos filmu. Dla mnie sprawa byla jasna. B poprostu musial sie zdecydowac czy brac to mieszkanie czy nie i poinformowac mnie o decyzji. Jesli bierze to ok, jesli nie to wie jaki mam plan. Jak dla mnie nie bylo juz o czym gadac. Klamka zapadla. Ale B nie wytrzymal napiecia i przyszedl dokonczyc nasza 'awanture':

- Twoj plan jest do dupy.
- Nie obchodzi mnie twoja opinia na ten temat, taka jest moja decyzja i kropka. Robie co uwazam za stosowne w tej sytuacji i twoje opinie niczego nie zmienia.
- Dziecko nie powinno zmieniac szkoly.
- Nie ma mowy o zmianie szkoly, jesli nie bede mogla wziasc tego mieszkania to bede czekac na cos w okolicy. Byc moze dostane cos szybciej jako matka z dzieckiem. Zapewniam cie, ze nawet do glowy mi nie przyszlo by zmienac szkole.
- A co jesli nie bedzie samochodu? Jak dojedziecie do szkoly jak bedzie kilka mil odleglosci?
- Sa autobusy, upewnie sie ze jest dobre polaczenie. Nie powinno byc problemu.
- To oznacza, ze bedziesz musiala wstac wczesnie rano...
- A ty myslisz, ze o ktorej ja wstaje codziennie? Nie masz pojecia, bo spisz do poludnia wiec nie gadaj mi o wstawaniu. Kto codziennie odprowadza dziecko do szkoly?! Hm?! Czy kiedykolwiek wstales i zaproponowales mi bym dluzej pospala? Nie rozsmieszaj mnie. - nastalo wymowne milczenie, nie mial nic na to do powiedzenia, i jak pragne podskoczyc, nie chcialo mi sie juz o niczym gadac.
- Nie bedziesz jezdzic autobusem.
- A to niby dlaczego? Autobus nie gryzie.
- Bo jestes rozpieszczona.... wszedzie samochodem.
- Hahahaha! - szczerze mnie rozbawil - Samochod jest mi potrzebny do pracy. Nie bedzie samochodu, nie bedzie pracy. Proste. Nie bedzie pracy, nie bede potrzebowac samochodu, chyba ze tylko po to by dziecko nie tkwilo w domu, co chyba jest wystarczajacym powodem by samochod miec jesli jest mozliwosc, nie sadzisz? Twoje zycie sklada sie z pracy (ktora jest do dupy), biegania, spania, 2 godzinnych kapieli i picia herbaty wiec nie pouczaj mnie o byciu rozpieszczonym. Prosze cie, wymysl cos lepszego, bo mi sie gadac nie chce.
Wiec wymyslil:
- Dam sprawe do sadu i bedziesz skonczona. Syn zostanie ze mna. I bede mial popracie, bo dziecko nie powinno jezdzic autobusem do szkoly.
Wiedzialam, ze ten czlowiek ma nierowno pod sufitem, ale tym przeszedl sam siebie.
- Spoko, wez sprawe do sadu, przynajmniej wszyscy sie zapoznaja z twaja logika. Ostrzegam cie tylko, ze twoj prawnik bedzie mial ubaw. No ale przynajmniej wytlumaczy ci na czym stoisz jesli jeszcze nie rozumiesz.
- Mysle, ze wygram sprawe.
- To sobie mysl. Szczegolnie, ze pracujesz na nocki, a takze od 7 do 7 w ciagu dnia. Mam nadzieje, ze urwiesz sie z pracy by odebrac dziecko ze szkoly o 3 i zabierzesz go ze soba do biura, gdzie ugotujesz mu obiad i zrobicie zadanie domowe. A innego dnia polozysz go spac o 6 i pojdziesz do pracy na 7? Sedzia z pewnoscia sie zgodzi, bo dziecko nie moze jechac pare przystankow autobusem. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawe, ze musialabym pic, cpac, miec zaorany mozg i  zaniedbywac syna by sad wogole rozwazyl taka opcje. Doskonale o tym wiesz.
- Chcesz sie wyprowadzic tylko ze wzgledu na swoje egoistyczne pobudki.
- Gdyby tak bylo to bym sie wyprowadzila w miesiac po naszej decyzji o rozwodzie. Ale nie chcialam by syn sie stad musial wyprowadzac, bo bedze mial wystarczajaco duzo zmian. Wiec siedzialam cicho i czekalam cierpliwie az cos dostaniesz. Teraz sytuacja sie zmienila, bo syn chce spac w swoim lozku i jest mu wstyd przed rowiesnikami, bo nie moze swobodnie z nimi rozmawiac o swoim pokoju itd. Nie mowi nic, bo sie wstydzi.
- Ok, pogadam z nim.
- Po co? By go przekonac, ze wszystko jest ok?
- Nie, chce posluchac co o tym mowi.
- Prosze bardzo, idz i go zapytaj.
- Mysle, ze mialbym dobre podstawy by zaczac sprawe sadowa, ale nie chce tego robic. Dziecko powinno zostac tutaj.
- To wez to mieszkanie.
- To mnie straszysz, tak?
- Nie strasze, ustalam fakty. Albo ty to bierzesz, albo ja sie wyprowadzam.
- Jesli dziecko chce swojego pokoju to sie wyprowadze. Moglbym to wziasc do sadu, ale nie chce. Wole zeby syn tu zostal.
- Nie badz taki wspanialomyslny, mnie nie nabierzesz. Dobrze wiesz, ze sprawy nie masz. - nawet maskowanie swoich glupich i desperackich mysli mu nie wychdzi.
- Mysle, ze bym mial...
- Dobra, nie pograzaj sie. Jesli bierzesz mieszkanie to dyskusja zakonczona, zalatwiaj co trzeba i zorganizujemy twoja przeprowadzke.

Poszedl pogadac z synem, syn potwierdzil to co powiedzial mnie i tyle. B jeszcze stekal, ze moze by tak rok jeszcze poczekac, ze moze bedzie lepsza okazja, sytuacja, ale nie bylo mowy, nie bede czekac az jego wysokosc zdecyduje, ze ma idealne warunki na przeprowadzke podczas gdy syn musi swiecic oczami przed swoimi przyjaciolmi. Jesli juz to B mial mega egoistyczne pobudki by sie nie wyprowadzac.
Omowilismy jeszcze pare spraw, wiele jeszcze mu wyklarowalam i sprowadzilam na ziemie. Zyl w jakims swiecie kolorowych kredek.

Aktualnie syn nie moze sie doczekac swojego pokoju, a takze tego, ze bedzie mial swoj pokoj w mieszkaniu taty. I jest caly podekscytowany tym, ze bede tu remontowac i bedzie mogl mi pomoc. Do mieszkania taty jest prosta droga, 5 min samochodem, a nieszczesny autobus jezdzi tam co chwile co zajmuje moze 15 min. Nagle B stwierdzil, ze mieszkanie jest fajne i idealne i jest caly podjarany przeprowadzka. Szkoda, ze trzeba mu zawsze 5 razy nakopac do dupy zeby przejrzal na oczy. Jestem tym zmeczona i nie chce tak zyc. Wszedzie z nim pod gore. Nie zycze sobie.

B klucze dostal, umowe podpisal, czynsz zaplacony. Zgodzilam sie by jeszcze tu mieszkal do czasu gdy zakupimy jego lodowke, pralke, kuchenke i lozko. Nie chce mi sie wozic jego ciuchow do prania w te i we wte. Nastapi to w tym tygodniu wiec bedzie sie wyprowadzal na poczatku wrzesnia. Reszte moze sobie stopniowo robic jesli sie juz laskawie wyspi. Nie obchodzi mnie to. Potem jeszcze zakup lozka dla syna do mieszkania B i tyle.

B mowi do mnie (bylo to jeszcze zanim dostal kulcze):
- Myslalem, ze rozwod mial byc pokojowy.
- Przeciez jest, o co ci chodzi? Jakas klotnie? Sa i pewnie jeszcze beda.
- Nie czuje specjalnego wsparcia w tym wszystkim.
Ja pierdole... - pomyslalam.
- Wsparcia nie czujesz? To wiesz co? Bierz pakuj sie teraz i sie wyprowadzaj. Nie interesuje mnie gdzie bedziesz mieszkal. I zapomnij o zakupie sprzetu do kuchni i lozka. Sam sobie na to zbieraj. I sam sobie zaplac za pierwszy miesiac z gory za wynajem. I nie wezmiesz ze soba tych dwoch kanap, ja sobie je zachowam. Byc moze prawnie nalezy cie sie polowa oszczednosci, ale bedziesz musial sobie o to powalczyc. I wniose do sadu o alimenty, zedre z ciebie ostatni grosz zamiast sie z toba pokojowo dogadywac. A sad mnie poprze. A moze powinnam rozwazyc inna opcje. Moze powinnam byc wredna suka i zadzwonic na police i doniesc, ze mnie tu maltretujesz? Wiesz, ze tak robia? Zabieraja cie, aresztuja, stajesz przed sadem, nie masz prawa sie do mnie zblizac i idziesz mieszkac w lokum dla bezdomnych. Moze wtedy bys sie dowiedzial co to znaczy brak poparcia? Ale wiesz dlaczego tak nie robie? Bo mamy syna i nie chce by cie widzial w takiej sytuacji. I dlatego, ze mnie nie maltretujesz (choc bywalam wycienczona psychicznie i emocjonalnie, ale w dupie z tym) i nie lezy w mojej naturze by zmyslac takie bujdy tylko po to by bylo tak jak ja chce. Gdybys choc raz mnie dotknal lub podniosl na mnie reke dzis bylbys bezdomny, zapewniam cie. Nie mialo to miejsca wiec nie chce bys potencjalnie mial przeszlosc kryminalna i nie mogl znalezc pracy. Ide wszedzie na ugode bys mieszkal w normalnych warunkach i mial jakas kase i mogl spedzac czas z synem i aby syn nie odczul zmiany gorzej niz odczuje, przez nasze pojebane problemy. Nie pierdol wiec o braku wsparcia, bo strace cierpliwosc i faktycznie tego wsparcia miec nie bedziesz.

Nastalo milczenie i w koncu jakas zarowka mu sie zapalila. Albo zatlila, bo jasne myslenie ciezko mu przychodzi.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz