niedziela, 12 marca 2017

Pod ostrzalem

Rycerz, czytelnik tego bloga, poruszyl w komentarzach kilka kwestii: zdrowy rozsadek, twardosc i ile jeszcze tak wytrzymam. Kazda kwestia dosc zawila jest, ze tak powiem.
Czasem zastanawiam sie czy mozna wogole mowic u mnie o zdrowym rozsadku skoro zaangazowalam sie w zwiazek z zonatym facetem ktory nawet nie nie moze czy tez nie jest w stanie zostawic tejze zony. Wg niby wlasciwych zasad moralnych, religijnych, itp. to jestem skazana na pieklo. Bede sie smazyc jak skwarek, hehe. Coz, sek w tym ze to bzdura. Nie znaczy to 'hulaj duszo piekla nie ma'. Znaczy to: chwila, moment, co tu tak naprawde jest wlasciwe a co nie? Czy wogole istnieje takie rozgraniczenie czy tez jest to ludzki wymysl bez sensu. Co jest wlasciwe w naszej (np europejskiej) kulturze jest niedopuszczalne lub smieszne w innych kulturach. I odwrotnie. Czy to znaczy ze te inne miliony ludzi o innej kulturze pojdzie sie smazyc i Bog srogi ich potepi?  Idiotyzm. Te inne kultury moga myslec to samo o nas. Ale odbieglam od tematu, tym powinnam sie zajac innym razem jak bede miala taka melodie. 
Cala moja sytuacja z D na rozsadna nie wyglada. Czesto mysle ze jest to szalenstwo i samoudreczanie sie. Ale jak to moja madra ciotka mawiala: 'czymze byloby zycie bez odrobiny szalenstwa?' No wlasnie. Z tym ze troche odbieglam od tej odrobiny...
Lecz w calym tym szalenstwie kontrolowanym (poki co) nie moge stracic ostatniej klepki ze wzgledu na syna i kazdy kto ma dziecko/dzieci chyba to zrozumie. Co poniektorzy i tak mnie z pewnoscia potepiaja, trudno sie mowi, szaleje sie dalej. Ale potepienie byloby co najmniej uzasadnione gdybym nagle rozwalila zycie dziecku, praktycznie uniemozliwila mu staly kontakt z ojcem i dziadkami (co jak co ale nie mam zadnych podstaw by to robic i cieszy mnie to), bo musialabym sie wyprowadzic gdzies daleko by byc z D. To glowny stoper, bo cala reszta, cokolwiek to by nie bylo, jest do przejscia. Nic prostego, ale nie niewykonalne.
Jak juz wspomnialam, gdybym byla sama to juz dawno postawilabym sprawe twardo. Albo ja albo ona. Znalazlabym lokum gdzies daleko i albo D sie pakuje albo zegnaj. Bo albo kocha i chce ze mna byc albo w kulki gra. Mysle ze by sie spakowal. Jak nie od razu to po niedlugim czasie rozlaki. I wiecie co? Gdyby sie nie spakowal to tez ok, bo bym wiedziala ze nie warto dalej sie meczyc. Pewnie ze musialby tu pozamykac i pozalatwiac kupe spraw wiec gdyby to zaczal robic to bym stanela na rzesach by mu pomoc i drugie tyle by nie wyszedl z tego zbyt potluczony. 
I nie, nie jestem na tyle twarda by tym wszystkim strzelic i zostawic D w spokoju. Bo jak kocham to kocham. Nie ma sciemy. To co mamy jest zbyt cenne i piekne. Takie cos nie zdarza sie ot tak, a czasem wcale. Mam tez wrazenie ze wlasnie zostawienie go byloby wymieknieciem. Tym bardziej ze to ja to wszystko zaczelam. Czuje sie niejako odpowiedzialna za to co sie dzieje. A przynajmniej czuje ze wieksza odpowiedzialnosc spoczywa na mnie. Nie wiem czy moglabym na siebie spojrzec myslac, ze sie facetem pobawilam, rozbudzilam w nim najglebsze uczucia, a potem rzucilam w kat bo nie spelnil mojego oczekiwania i nie rzucil wszystkiego co ma podczas gdy ja tego samego zrobic nie moge. To chyba nie ja. 

Cierpienie jest czasem nie do zniesienia. Bol wrecz fizyczny. Jak juz dopadnie to kanal. Boze, wystarczy ze zadzieje sie miedzy nami cos wyjatkowego, wyjatkowa rozmowa lub gest lub wydarzenie. I juz godziny bez siebie nie mozemy wytrzymac. O weekendzie nie wspomne nawet. Zawsze jestesmy blisko ale czesto jeszcze blizej. Wtedy rozstanie na dzien lub dwa to jakis koszmar i agonia. D przezywa to podobnie bolesnie choc czasem mamy tak kazde z innych powodow lub w innym czasie. Ale jedno zawsze rozumie co i jak i dlaczego dzieje sie w sercu/glowie drugiego.

W zeszlym tygodniu D gadal z kolega ktory opowiadal mu jak to on sobie dorabia statystujac do roznych filmow lub programow tv. I podsunal D pomysl by ten tez sprobowal bo fajna kasa za taka dniowke i szukaja takich jak D. Wiec D sie nieco tym podjaral i byl zainteresowany. Czekal na jakies info/kontakt w tej sprawie. Gadalismy troche na ten temat. Nie mam pojecia na jakiej zasadzie sie to odbywa ale mowie ze pewnie musi sie stawic gdzies tam w danym dniu i bedzie musial zamknac warsztat na ten dzien i potencjalnie moze stracic klientow. Byc moze musialby to byc jakis kontrakt i wtedy tez bedzie musial byc na zawolanie, nie wiem. Mowie, ze moze to i dobre dla tych co maja pol etatu, zawsze te same dni wolne, albo sa na emeryturze. Ale z drugiej strony, moze w jakies weekendy by mogl postatystowac, albo jesli jest to jakis tam z gory ustalony dzien w tygodniu i mozna to zaplanowac. A co jesli musialby dojechac gdzies daleko i nocowac, jak to wplynie na jego prace, itd. Lecz jesli by chcial i mogl to fajnie, czemu nie, jakas przygoda. 
Na drugi dzien jechalam rano do pracy i jak to zwykle bywa, D dzwoni do mnie lub ja do niego by sie uslyszec, wymienic myslami i ustalic plan dnia. Tego ranka jednak cos mi nie 'lezalo'. Nie pamietam co to bylo, ale bardzo mozliwe, ze hormony i 'te' dni. Chyba bylam pod lekkim napieciem i w nieco zaczepnym nastroju. Ale nic to, moze mi sie zdaje. Gadamy sobie jakby nigdy nic:

- Zobaczymy czy dzis przyjdzie ten kolega od filmu, mial dac znac co i jak.
- No, tylko uwazaj, bo jak paparazzi zaczna sie gromadzic przed moja chata zeby cie namierzyc to z naszych spotkan nici beda.
- Hehehe.... nie bedzie tak zle.
- No, nic nigdy nie wiadomo. 
- Ech, to mi nie grozi. Zobaczymy co to bedzie i czy wogole bedzie.
- Wlasnie, zalezy na jakich zasadach to funkcjonuje. Dowiesz sie i zobaczysz czy to dla ciebie. Ale fajnie by bylo jakbys mogl.
-  Cos innego i ciekawego. Tylko ze znow jest problem, bo jakbym musial gdzies jechac np. na 2 dni to ona [zona] nie da sobie rady.

I w tym momencie cos mi sie stalo. Padlo na grzaski grunt tamtego ranka. Calkiem mozliwe ze innego dnia skomentowalabym to jakims cietym zartem, ze niby co, musi ja ze schodow rano na sniadanie sturlac czy cos. Ale nie tym razem. Zylka w dupie mi pekla a z nosa poszedl chyba dym i zagotowalo sie pod kopula. Doznalam tez chyba szoku albo mi w oczach pociemnialo bo gdy skonczylismy gadac to sie okazalo ze juz zaparkowalam a nie pamietalam kiedy to sie stalo.

- Hehe! Co?! 2 dni nie wytrzyma??? Nie da sobie rady? Wez nie rob jaj. Nie da rady bo ty myslisz ze nie da rady. Jak sobie dajesz taki kit wcisnac to trudno. - sypalam jak z karabinu - Nie da rady! Co za niedorzecznosc. To ty nie mozesz przez cale zycie gdzies wyjechac na 2 dni bo ona nie da sobie rady. Czy ty sie slyszysz??? Czy ty wiesz jak to brzmi? Jezu trzymaj mnie, bo....
- No nie da rady i juz.
- D, ja pierdole... braklo mi slow. Jak ty tak mozesz myslec i funkcjonowac? 
- Jak ci to jest wmawiane na kazdym kroku przez x lat to zaczynasz w to wierzyc. Napewno jest w tym tez moja wina.
- No jak cholera ze jest. Pozwoliles sobie to masz. Zycie jak miodzio o poranku. - mialam jeszcze ostatni naboj najwiekszego kalibru wystrzelic ale sie zawahalam bo nie bylo go przy mnie. Gdyby byl to by go dostal. W momencie gdy sie powstrzymalam przed tym strzalem powiedzial ze musi konczyc bo klient idzie. Mysle ze to prawda i nie uciekl przed ostrzalem, bo gorsze przez telefon dostawal i nie uciekal. Nie jest to w jego zwyczaju. 

- Ok, narazie, dam znac jak skoncze robote. - zakonczylam zabezpieczajac bron najciezszego kalibru. Do pozniej. Nie skonczylam jeszcze. Ma jeszcze pare godzin beztroski.
- Dobra, zadzwon po. Pa.
- Pa. 

Dopiero po tej rozmowie zauwazylam ze jakas panienka siedzi i czeka w swoim samochodzie obok chyba od 5 min myslac ze wyjezdzam i poluje na moje miejsce. 'Nastepna glupia' - pomyslalam i skupilam sie na jakims mailu. Z dzika satysfakcja posiedzialam jeszcze jakies 5 min bo mialam czas po czym wysiadlam, zamknelam i poszlam w cholere pozostawiajac panienke-frajerke samej sobie. 

Owszem, zadzwonilam po i sie umowilismy na lunch u mnie. 'Doskonale, upieke sobie D na lunch' - pomyslalam. 'Nie, no kurde, musisz sie uspokoic, facet palnal jak lysy grzywka bo tak zostal przez ta sprytna inaczej zaprogramowany.' - gadam do siebie. 'Ma zaprogramowane ze ona sobie niby nie poradzi i nawet nie pomyslal jak ja sie z tym poczuje. Bo ja mu nie stoje na przeszkodzie, nie medze i smedze ze sobie nie poradze. Wrecz mowie ze fajnie by bylo gdyby mu sie udalo. A ona? Jej nawet o tym pomysle jeszcze nie wspomnial bo by zaczela swoj lament i biadolenie jaka to ona biedna i sama. O, poczekaj, juz ja ci wszystko wyjasnie.' - mysle sobie. 
Przyszedl do mnie, przywitalam go nieco pobieznie i zabralam sie za robienie lunchu. Zaczal opowiadac o tym co w pracy na co odpowiadalam tylko 'acha' lub 'uhm' i staralam sie nie eksplodowac. Lunch zrobiony, siadamy, jemy. Patrze na niego, prawie nie slucham co mowi i mysle: 'Kocham go i on mnie tez, ale czy on sobie zdaje sprawe z tego co ja czasem czuje? Chyba palnal glupote bez zastanowienia, jak to mu sie zdarza.'

- Choc, idziemy usiasc na kanapie - powiedzialam i tak sie stalo. Usiedlismy przytuleni. Juz szykowalam sie do strzalu gdy zaczal opowiadac o jakims krzesle.
- Mamy takie krzeslo, stare, recznie robione, po dziadku, trzeba w nim zmienic tapicerke wiec ona chce je dzis zabrac do tapicerza zeby to zrobic. 
'Taaa... ' - znow we mnie zakipialo. 'Jedziemy z tym koksem' - pomyslalam.

- Chciales powiedziec, ze ty musisz ja i to krzeslo tam zawiesc. - powiedzialam twardo akcentujac kazde slowo. 
- Nnnno.... tak....
Parsknelam smiechem bo naprawde mnie to rozsmieszylo.
- Powaga, to ty musisz urywac sie z pracy i zawiesc ja i krzeslo bo ona tego nie zrobi sama?
- Wiem, wiem...
- Wiesz? To dobrze ze wiesz. A wiesz co jeszcze? Wiesz ze te 2 dni w ktorych to ona sobie nie poradzi to najdurniejszy powod do nie wyjezdzania o jakim slyszalam? Co to za cyrk jest?
- Wiem ze to moja wina, ze tak sobie na to pozwolilem, ale jak juz tyle lat tak jest to nagle tego nie zmienie. - przyszedl czas na strzal.
- Zdaje sobie sprawe. A co ja mam powiedziec? - spojrzalam wymownie.
- Co masz na mysli? - totalnie nie zatrybil.
- Jak ja mam sobie poradzic jak ciebie tu nie ma? Co ja mam na to powiedziec, myslec, czuc? Hmm? 
- No tak... wiem...
- Nie, nie masz pojecia. Jak mam sobie poradzic jak cie nie widze caly weekend i mi serce i glowe bol rozwala? Co?  Jak mam sobie poradzic jak wyjezdzasz z nia na weekend do syna? 
- Przepraszam... - zaczal mnie przytulac.
- Chwila, nie skonczylam - milam lzy w oczach i probowalam byc twarda - Wiesz co robie? Jak sobie radze? Jak mnie skreca bo to nie ja z toba jade gdzies na weekend? I jak jestes daleko stad i nawet smsa nie ma? I musze siedziec cicho bo to twoj syn i wiem ze tesknisz i nie robie ci scen bo wyjezdzasz. Ona se nie moze poradzic? Z krzeslem? Z czym jeszcze? Z myciem naczyn, sorry, wlozeniem ich do zmywarki i wyciagnieciem ich? A, zapomnialam, ze ksiezniczka gowna po swoich psach nie posprzata, moze dlatego sobie nie poradzi? Kurwa D, nie rozsmieszaj mnie bo jak zaczne to nie skoncze. Nie poradzi sobie! Ja pierdole! Co ona wie o nie radzeniu sobie jak cale zycie kolo niej skakales jak sluga unizony. Hmm? Potrzebuje cie, bo jestes jej chlopcem na posylki i placisz za jej debilne fanaberie. Czy ty rozumiesz ze tak poza tym to moglbys dla niej nie istniec? Poprawka, ty nie istniejesz.  Kiedy ostatnio o ciebie zadbala? Zatroszczyla sie z sercem? Zrobila dobry a nie kuzwa spalony obiad? Zapytala czy jestes szczesliwy? Czego chcesz, pragniesz? Kiedy? Nigdy, prawda? Czy wiesz ze jakbys nie mial jako takiej kasy to by poszukala sobie kogos z kasa? Jesli by ktokolwiek ja chcial. Zaraz, co ci powiedziala jak jej zaproponowales ze moze sie wyprowadzisz? 'Znajde sobie kogos na twoje miejsce' czyz nie? Na co ty jeszcze czekasz? Najwyrazniej sobie poradzi, znajdzie innego sluge unizonego. Specjalizuje sie w tym. Taki jestes wobec tego wszystkiego dla niej troskliwy? A co ze mna? He? Co ja mam zrobic? Odwiesic milosc i uczucia na kolku? Hmmm? - lzy mi ciekly po policzkach ale sadzilam jeden pocisk za drugim. 
- Przepraszam kochanie, wiesz przeciez ze ja to wszystko wiem. Nie powiedzialem tego z troski o nia tylko dlatego, ze mnie jasna cholera bierze bo ona wciaz stoi na przeszkodzie wszystkiego co chcialbym robic. Przez cale zycie: spacer nie, plaza nie, gory nie, hobby ledwo moge realizowac i tez nie za czesto bo robi tak ze czuje sie winny ze wogole mam hobby, nawet pracowac w 100% nie moge bo ciagle cos, wyjechac w odwiedziny do kuzyna nie moge bo za daleko, wstyd mi przed rodzina, parodniowy rajd zabytkowych samochodow nie, bo ona nie zostanie sama, a ze mna nie pojedzie wiesz dlaczego? Bo pas bezpieczenstwa jest dla niej za krotki a ja przdluzac go nie bede i juz. Ostatnio przyjaciele zapraszali nas na wycieczke i tez nie bo bedzie caly czas kombinowac jak tu nie przejsc 100 metrow i gdzie cos zjesc. Powiedzialem jej ze musielibysmy byc na miejscu na 9 tak zeby uznala ze to dla niej za wczesnie, 'o nie, wstac o 7? Nie, to za dlugi dzien bedzie' - stwierdzila i spokoj. Nie chce z nia jechac na zadna wycieczke bo z gory wiem ile wstydu mnie to bedzie kosztowalo i jakie zrobi z siebie posmiewisko. 
- Otoz to, nie wiem dlaczego tak sie przejmujesz czy sobie da rade czy nie. Od tego sie nie umiera. Czy zdajesz sobie sprawe jak to brzmi? Jak ja sie czuje jak tak mowisz?
- Nie pomyslalem o tym, wiesz ze myslenie to nie jest moja mocna strona i moge byc tepy jak pien. - otarl mi lzy z policzkow.
- Przestan plesc bzdury.
- Nie raz cos chlapne bez zastanowienia bo sie wkurze albo mam natlok innych mysli, ale wiesz ze nie chce cie zranic, to niechcacy.
- Wiem... ale na litosc boska...
- Ja poprostu czasem jestem jak slon w skladzie porcelany. Doskonale wiesz czego bym chcial. Ile ja dni i nocy spedzilem na planowaniu co i jak robic by byc razem. Chcialbym byc w stanie zostawic wszystko w cholere i zabrac cie gdzies daleko.
- No ale sie nie da...
- Da sie, wszystko sie da.
- Wiesz ze nie moge tak poprostu sobie wyjechac. Gdybym mogla to juz dawno by mnie tu nie bylo.
- Nie jest latwo...
- Tak, wlasnie, wiec w miedzyczasie sprobuj nie zapominac o tym jak ja sobie mam poradzic bo uwierz mi, czasem zaczyna to przekraczac moje progi wytrzymalosci. I nie sa to progi fizyczne.
- Wiem - przytulil mnie - przepraszam. Mnie tez nie jest latwo.
- Wiem, ale ja nie niancze bylego bo sobie nie radzi, a wiesz jaki jest, glupiego gwozdzia nie przybije. Nie bede mu uslugiwac. Mialam tego dosc przez te lata. Ciekawe jak bys sie czul gdybym byla na kazde jego zawolanie. Nie moglibysmy sie spotykac.
- No pewnie czulbym sie tak jak ty. Czasem tez mnie to dopada.
- Wlasnie.
Przytulil mnie mocno i tak siedzielismy dluzsza chwile. Nadszedl koniec spotkania, D musial wracac do pracy. Wstalismy i poszlismy do wyjscia.
- I znow musisz isc i znow musze sobie poradzic, a potem jest weekend i znow musze sobie radzic i tak non stop. - powiedzialam cicho.
- Jestes pewna, ze nie zalujesz tego wszystkiego? Nie chce sprawiac ci wiecej cierpienia niz radosci - wyszeptal tulac mnie.
- Nie, nie zaluje. Zrobilabym dokladnie to samo, tylko ze wczesniej. - powiedzialam zgodnie z prawda patrzac mu w oczy.
- Boze, czym ja sobie na to zasluzylem?
- Watpie by to bylo za zaslugi. Idz juz, ona bedzie zaraz wracac z pracy.
- Kocham cie A. - wyszeptal.
- Tez cie kocham.
Pozegnalismy sie i poszedl.
Nie wiem czy to byl jeden z 'tych' dni i D poprostu zle trafil czy tez moja wytrzymalosc nie wytrzymala. Czy tez wszystko na raz. Ale mi ulzylo.
Mysle ze gdyby D byl wiekszym sloniem w skladzie porcelany to bym nie wytrzymala. Nie moglabym ciagle przyjmowac na klate takich sytuacji. Ale to sie nie zdarza czesto, jest to sporadyczne. D doskonale wie jak jest i ma wyczucie. Ale ma tez tendencje to 'palniecia' czegos.
Trudno przewidziec jak dlugo wytrzymam. To zalezy od tego co sie bedzie dzialo. Jedno jest pewne, chcialabym wytrzymac do konca, czymkolwiek ten koniec bedzie. Chcialabym by byl to happy end ale szanse na to nikle.

Czarna Kawa 

15 komentarzy:

  1. Jak ja Ci kurwa zazdroszczę! Tak. Zazdroszczę jak sam skurwysyn! i sorry że taki język, ale nie mogę się uspokoić. Każda moja i mojej Miłości rozmowa na poważny temat kończyła się awanturą. A u Was? Ciężki kaliber, wystrzał, świst, trochę dymu i... przytulanki na koniec. Dlaczego ja / Ona tak nie potrafiliśmy? Ja pierdolę!!!

    Ok, dość tych bluźnierstw. To co mnie interesuje to powód o którym nie mówiłaś. Ten który sprawia że on nie zostawi żony. Czy kiedyś powiesz (napiszesz)?

    ps. Jak uznasz że jest tu zbyt dużo jebanych w dupę przekleństw (eh... no nie mogę...) to daj znać. Poprawię komentarz by był grzeczny jak jakaś przedszkolanka w katolickim przedszkolu w plisowanej spódniczce za kolano i golfie szerokim by nie było widać biustu przypadkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie zmieniaj. Najpierw sie usmialam z soczystosci wyrazen a potem zaczelam sie zastanawiac dlaczego Wy tak nie potrafiliscie. Jestem zwolenniczka uzycia dosadnych slow tam gdzie potrzeba. Jedno takie slowo wyraza 20 grzecznych.
    Nie wiem dlaczego, musialabym uslyszec klotnie. U mnie i bylego nie tylko powazne rozmowy konczyly sie awantura. Czasem byly to tez rozmowy o dupie marynie zakonczone awantura. Wogole sie gadac nie dalo.
    Z D jest to inna bajka. Po pierwsze praktycznie sie nie klocimy. Nie ma o co. Po drugie, jesli juz cos mamy do przedyskutowania to nie podnosimy glosu, wszelkie wykrzykniki powyzej to nie podniesiony glos tylko akcentowanie, intonacja. Nie zwalczamy sie tylko tlumaczymy co jest nie tak, co nam nie pasuje. Jak jestem zla to mowie ze jestem zla a nie wyzywam sie. Nie ma wogole miejsca na wysmiewanie sie z siebie nawzajem, epitety, ponizanie sie. 'Klotnia' nie polega na wyzyciu sie tylko na dokladnym powiedzeniu co nas meczy. Na wysluchaniu i zrozumieniu, przyjeciu do wiadomosci, szukaniu rozwiazania. Wogole nawet jak mamy takie 'spiecia' to nie przestajemy kochac i czuc ze jestesmy kochani. Powyzsze 'spiecie' nawet nie mozna nazwac klotnia bo sie nie klocilismy, musielismy sobie powiedziec co i jak. Nawet przez to co mu powiedzialam wylazi jak zarabiscie bardzo go kocham. Tak ze nie wytrzymuje bez niego. Trudno sie z tym klocic. Poza tym ani D ani ja nie jestesmy skorzy do klotni, nie lubimy tego. Zawsze jest to rozmowa na poziomie, a jak sie nie zgadzamy w kwestii jakiejs pierdoly to zostaje na tym ze sie nie zgadzamy i tyle. Szanujemy sie nawzajem. Oboje bywamy uparci i lubimy decydowac co i jak. Ale tez oboje wiemy kiedy ustapic i zaufac drugiemu, a kiedy postawic na swoim. D potrafi sie uprzec na swoim i ja tez. Ale wtedy jedno w koncu odpuszcza i jest cool. Ufamy sobie. Jakos tak samo to przychodzi.
    Niestety nie moge tak w 100% napisac dlaczego D ma problem z odejsciem. Nie jest to moze niemozliwe ale wiaze sie z duzym ryzykiem i z tym ze i tak bysmy nie mogli byc razem, a byc moze nawet nie moglibysmy sie spotykac. Jego zona nie jest osoba ktorej mozna by powiedziec 'sluchaj, nie chce juz, odchodze, sprzedajemy wszystko jak leci, dzielimy sie i pa', nie jest w tym zakresie ani kulturalna ani cywilizowana. Moze zrobic mu z reszty zycia szambo i to z latwoscia. Nie ze ma 'haka' na niego ale moze go stworzyc, wymyslic, ma ku temu sprzyjajace okolicznosci. I nie zawaha sie, bo juz mu grozila. Jest poprostu prymitywna jak cep. Nie moge za bardzo powiedziec co to za okolicznosci bo mogloby to rzutowac na anonimowosc. Jest na to niewielka szansa ale jest. Nie chce ryzykowac. Lecz nawet jesli udaloby sie nam ja przechytrzyc i pokrzyzowac jej plany i pomysly (mam ku temu mozliwosci, zgodne z prawem ;) ) to i tak jest moj syn, ktorego zyciem nie bede sie zabawiac. Kaplica.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ps. Wogole wszelkie rozmowy powinno sie przeprowadzac w przytuleniu, to uspokaja, daje poczucie bezpieczenstwa i trudniej sie klocic.

    OdpowiedzUsuń
  4. no.. to teraz jesteś bardziej niż bardzo poinformowana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Rycerza: wiem, to ciezko pojac. Ale lekarz tez choruje i czasem nie wie na co. Latwiej jest spojrzec na obcego z dystansu i zanalizowac jego lub jego zwiazek niz zrobic to na swoim podworku gdzie w gre wchodza emocje i jest to osobiste. Dlatego lekarze nie lecza czlonkow rodziny. Bo emocje przeszkadzaja w jasnosci widzenia. A byc moze widziala co jest nie tak ale nie dalo sie dojsc do ladu z tym wszystkim? A moze nie chciala dojsc do ladu? Co u niej w glowie siedzi to tylko ona wie. Jakos mnie nie dziwi to co napisales. Moj byly nie studiowal tegoz ale jest dobry w te klocki. Samouk. I wiesz co zrobil? Tak zanalizowal mnie i nasz zwiazek ze nie dosc ze wylaczyl z tego wszelkie uczucia (obiektywny chcial byc) to jeszcze nawymyslal stek bzdur (np jaka jestem i czym sie kieruje) i sobie je wmowil. W ten sposob nie mial pojecia kim jestem i jaka jestem naprawde i co jest nie tak miedzy nami. Nie znal mnie. Byl tak pograzony w swym widzi mi sie ze zapomnial mnie poznac. No i siebie zle zanalizowal. Uznal ze nic mu nie dolega a cierpi na roznosci. Ale dlugo by o tym mozna.
    A moze wlasnie przejrzala wszystko i uznala ze nie ma szans? To ze sie wie gdzie jest problem nie znaczy jeszcze ze sie go da naprawic.

    OdpowiedzUsuń
  6. no... tylko czuję się jak zepsuty zegarek. Działał przez lata. Zepsuł się. i właściciel uznał że nie warto go naprawiać. Albo, co gorsza że nie da się. Niby sama prosiła bym poszedł na terapię, ale nie wierzy w jej skuteczność... bez sensu.
    Co do D. - anioł. podziwiam go że znosi tą swoją żonę. I gdyby nie był mechanikiem, pomyślałbym że jest pastorem, i to mu nie pozwoli zostawić żony... Bo jakby to wyglądało?

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo pewnie wie ze czesto terapie sa o dupe roztrzasc. Albo mysli, zaszkodzic nie zaszkodzi, niech probuje. Musisz dac sobie czas. Ona by pewnie powiedziala ze zegarek szwankowal i nie chcial sie sam naprawic.
    Zebys wiedzial ze aniol. O anielskiej cierpliwosci. Nie jest jeszcze na krawedzi jak ja bylam. On twierdzi, ze nie aniol tylko glupiec. Ale to mi nijak nie pasuje.
    Ech, gdyby byl pastorem to pewnie byloby prosciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie jest lokalnym politykiem. Kimś w stylu "męża zaufania" i zostawienie żony nie przysporzyło by mu popularności w kolejnych wyborach...

      Usuń
    2. Daleko mu do tego. Ledwo sie orientuje w polityce.

      Usuń
    3. hm... w takim razie ważniejsze jest chyba kim jest żona D. ale poddaje się. Nie będę zgadywał.

      Usuń
  8. Nikim (choc uwaza ze wszyscy wokol sa nikim). Bardziej chodzi o to nie kim jest D (mechanik i tyle) ale czym jeszcze sie zajmuje. Bardzo trudno zgadnac.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy mogę prosić o jakiś namiar na bloga Rycerza. Tak jak już Tobie Czarna Kawa pisałam jestem w podobnej sytuacji i chciałabym też poczytać jego historię.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba wystarczy kliknac na 'Rycerz', a potem na 'Ona i Ja'. Ale masz tu linka na wszelki wypadek: https://kochamjanaprawde.blogspot.co.uk/?m=1

    OdpowiedzUsuń