środa, 22 lutego 2017

Czy boli i przeszkadza, ze ona tam jest?

I tak i nie. Uczucia w tej kwestii moga sie kotlowac i zmieniac co chwila. Taka diabelska kolejka. Zjazd w dol na zlamanie karku a potem powoli w gore. To chyba najlepsze porownanie. Troche czasem boli ze ona tam z nim jest, choc nie az tak, bo wiem ze nie ma miedzy nimi bliskosci, przytulenia, nawet nie spia razem, bo jak ona sie rozwali na lozku to najcienszy chudzielec sie nie zmiesci wiec do bani z takim byciem razem jak na moj gust. Nie ma czego zazdroscic. Czasem jedza razem przy stole z nawyku, a i to czasem nie bo D nie objada sie tak jak ona. Nawet tv razem malo ogladaja bo D nie gustuje w mydlanych operach czy Big Brotherze. Ale inne rzeczy bola bardziej. Np.: to ze jada razem na zakupy, ze jada razem do rodziny i jedza po drodze w knajpie (bo ona okazji do zarcia nie przepusci), wkurza mnie jak mowi o sobie i zonie 'my', boli mnie z roznych powodow jak ja podwozi gdzies pod same drzwi bo nie przejdzie 50 metrow albo wiezie ja jak jakis taksowkarz do jednego durnego sklepu 20km dalej bo ona nie wie jak tam trafic i boi sie jezdzic autostrada. Cyrk normalnie. D jest traktowany jak chloptas na posylki  i wkurwia mnie ze mimo to nadal z nia jest. Nie z milosci, bo tego tam nie ma, ale bo tak jest latwiej. Albo tak mu sie wydaje. Wkurwia mnie ze jest z nia, a ona ma mentalnosc i zachowanie 15stolatki. Jej rozwoj sie zatrzymal na tym etapie. Itp. Kazda taka pierdola i szczegol to kolejna szpila. A wszystko razem boli czasem tak jakby mi ktos serce wyrywal golymi rekami. Wyc sie chce. Czasem mozna by stwierdzic ze D sobie ze mnie kpi. Z jednej strony jest z tym jednym wielkim nieporozumieniem twierdzac ze zmarnowal zycie i zachwyca sie mna i wciaz mowi jakie to szczescie go spotkalo, ze mnie poznal, a z drugiej nic w tym temacie nie zmienia, no, moze tylko troszke, i nadal daje soba pomiatac. Oczywiscie, to wszystko boli i wkurwia jednoczesnie.
Jak sobie z tym radze? Czasem sobie nie radze. Mam dola i nic mi sie nie chce, nic nie ma sensu, popadam w apatie, albo rycze. Czasem sama a czasem w rekaw D. Ale teraz chyba mam takie doly rzadziej niz kiedys. Chyba wypracowalam sobie jakies 'techniki' radzenia sobie z tym.

Po pierwsze, zawsze staram sie pamietac, ze rzeczy ktore mnie wkurwiaja to rzeczy ktore robili zawsze i jest to dla nich niejako 'normalne' i rutynowe. Gdyby mial w tych kwestiach cokolwiek zmieniac to wzbudzi jej podejrzenia, spowoduje dzikie awantury i dojdzie do ich rozstania z hukiem bo D poprostu eksploduje. Sa powody dla ktorych zadne z nas tego nie chce, o tym za chwile.

Po drugie, jak czuje ze nadciaga bol i dol i glowa zaczyna kombinowac, mowic: 'jak on tak moze?! W dupie ma jak ja sie czuje!' to  jak najszybciej staram sie przekierowac mysli na cos innego bo wiem ze to nieprawda. Czasem udaje sie to szybko i bez problemu, a czasem musze powalczyc. Zajecie sie czyms co pochlania mysli, wymaga koncentracji i pomaga. Czasem sie lapie na tym ze fajny program albo film w tv odwracaja uwage natychmiast. Trzeba tylko tego chciec.

Po trzecie, wybor mam prosty: albo jest jak jest, przezywam wspaniale chwile jakich w zyciu nie mialam razem z cierpieniem albo nie mam nic, a cierpienie i tak pozostanie. Wybor chyba jest prosty.

Po czwarte, pewni slynni mysliciele i mistrzowie duchowosci (slucham ich czasem na youtubie) maja fajne rady. Jedna z nich to: 'jesli czujesz dola i bol to znaczy ze sie koncentrujesz na tym co nie trzeba. Pozwalasz kontrolowac sie swoim myslom zamiast dac sie poniesc duszy. Tak naprawde nie chcesz sie tak czuc a jednak z zacieciem grzebiesz w tym co poglebia negatywne odczucia. Sytuacja jest jaka jest, nie da sie jej zmienic za pomoca abra kadabra. Jest jak jest, kulac to. Zamiast tracic energie na poglebianiu dola skieruj mysli na to przyjemne i ekscytujace. Niech uczucie zadowolenia, blogosci i szczescia bedzie Twoim kompasem. Idz tam gdzie odczuwasz te rzeczy. Jesli odczuwasz smutek, dola, bol i przybicie, idziesz w zlym kierunku. Zawroc. ' Myslalam o tym dlugo i gleboko. Ma sens i dziala najlepiej poki co.

Po czwarte, jak 1, 2 i 3 nie dzialaja to mowie o swoich odczuciach i emocjach D, rozmawiamy, tulimy sie i to przynosi ulge, pomaga, latwiej jest sie pozbierac.

Dlaczego D nie odejdzie od zony? Powodow jest wiele i jest to skomplikowane. Jednego z powodow nie chce ujawniac. Ale nie jest to najwazniejsze. Gdyby odszedl musialby sie wyprowadzic gdzies dosc daleko zeby zona dala mu spokoj i miala slaby zasieg, bo jest na tyle prosta i slabo rozwinieta, ze bedzie sie uciekac do brudnych gier i prymitywnych akcji. Autostrada przynajmniej nie pojedzie. Mieszkamy w malej wsi i bylby to niezly skandal. Wszystko to by oznaczalo ze ja tez sie musze wyprowadzic i dolaczyc do D. Sek w tym, ze mam syna ktory ma tu szkole i przyjaciol i dziadkow i musi miec kontakt z ojcem ktorego kocha bardzo. Nie moge go tego pozbawiac lub znacznie to ograniczyc. Poprostu nie moglabym spojrzec w lustro i spac spokojnie. A syn tez dalby mi za to w kosc i bylby niezle 'skrecony' po oderwaniu od tego co daje mu stabilizacje. Mysle ze nasz rozwod i wyprowadzka B mu wystarczy. Poza tym, jest w wieku gdzie nowy facet mamy to szok. Szczegolnie o 20 lat starszy. Szczegolnie gdy jest to facet ktorego syn i tak zna. B tez by mi stworzyl niezla jazde. Nic tak naprawde nie moglby zrobic ale byloby ostro. Nie wiem czym by to sie skonczylo. Takie rzeczy jak sprzedaz domu i warsztatu D to wiadoma sprawa. Czego sie nie robi, ale to tez nie jest spacer po lesie. Szczegolnie jak zona nie jest w stanie stanac na wysokosci zadania i zachowac sie z klasa. Nie jest w stanie stanac na zadnej wysokosci. Gdyby byla w stanie to pewnie nie byloby mnie i D. 
Gdybym byla sama sprawa bylaby prosta. Szukam miejsca gdzies daleko, D sie pakuje i jedziemy w cholere zaczynac zycie od nowa. Proste. Gdybym byla sama juz dawno uslyszalby: 'albo ja albo ona, zadzwon jak sie zdecydujesz, tylko szybko bo nie mam czasu'. Ale tak nie moge wiec tez nie moge wymagac by odszedl od niej, rzucil wszystkim co ma, po nic. Bo ja nie moge rzucic wszystkiego i D tego tez nie wymaga.
Mimo wszystkiego powyzszego D i tak kombinuje jakby tu uciec od tego marazmu. Ale nie nastapi to szybko. Nie zdziwilabym sie gdyby w koncu zostawil ja w cholere i osiadl na drugim koncu kraju, bo wlasnie sobie uzmyslawia ze to jedyne wyjscie, boi sie tylko glosno o tym mowic. Przyjdzie czas. Ja umiem czekac jesli trzeba.
Tak czy siak, nie ma latwej i oczywistej drogi. Poki co cieszymy sie tym co mamy i swiadomie czerpiemy pelnymi garsciami i dziekujemy losowi ze sie mamy. Nawet jesli to boli. Milosc wynagradza ten bol.

Czarna Kawa

12 komentarzy:

  1. Hej. Jak piszesz u mnie, wydajesz się być twardą, zdroworozsądkową kobietą. Jak czytam to, co piszesz tutaj to zostaje zdroworozsądkowość ale twardość już mniej... Jesteś tak samo zakochana jak ja. I w dodatku masz pewność (której ja nie mam) że ktoś inny korzysta z czasu bycia z Nim... Ja bym zwariował. Już dawno...

    OdpowiedzUsuń
  2. A swoją drogą... masz siły by to ciągnąć? długo?

    OdpowiedzUsuń
  3. W mojej sytuacji z D nie bardzo jest miejsce na twardosc. Twardsc zniszczy wszystko. A tego nie chce. To co mamy, choc jest ciezko, jest zbyt cenne. Przynajmniej dla nas. Nie jest czasem latwo z tym ze on jest z nia podczas gdy mnie skreca. Ostatnio wlasnie dosadnie mu o tym przypomnialam, co opisze w ten weekend jak znajde chwile.
    Ale z drugiej strony wiem jak chora jest ich relacja i normalnie az zal.
    Czy mam sily? Bardzo dobre pytanie. Caly czas je sobie zadaje. Narazie wydaje mi sie ze mam, ale czasem czuje jakbym miala nagle peknac, jakby paliwa mialo braknac na srodku pustyni i ani rusz dalej. Ale potem znajduje sie jakas jedna i druga krople i znow jade jakby nigdy nic. Sama nie wiem jak dlugo dam rade. Moge peknac w poniedzialek a moze za x lat albo wcale. Nie mam pojecia. To tez ciekawy osobny temat ktory porusze. Dzieki za podsuniecie/wskazanie dylematu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co... Cała "przyjemność" po mojej stronie (śmiech przez łzy - znasz to)

      Usuń
    2. Czy Twój D. wie o tym że piszesz to tutaj? Pewnie nie... Ja nie chciałem pisać tego u siebie ale moja Miłość jakieś 10 dni temu odkryła bloga... Teraz pisze mi się nieswojo. Ale co tam... niech wie co czuję. Uprzedzając pytanie: napisała do mnie tylko że nie do końca to jej historia. Zaraz potem, napisałem tego posta, który miał przedstawić historię jej oczami. Co myśli teraz? nie wiem. Brak kontaktu....

      Usuń
  4. Znam smiech przez lzy doskonale. I lzy przez smiech tez.
    O kurcze, jak odkryla? Faktycznie, to Ci sie pisze jak pod 'cenzura', ale co tam, masz racje. Poprostu rob swoje i badz soba. Mysle ze to i owo da jej do myslenia, bez wzgledu na wynik.
    Nie, moj D nie wie o blogu, mysle, ze jest to, tak jak dla Ciebie, moja forma terapii, analizy samej siebie i sytuacji i realizacja potrzeby wywalenia tego z siebie. Mam przyjaciolke ktorej moge powiedziec kazdy szczegol ale to czasem nie starcza. Dodatkowo, D nie zna polskiego, jest brytyjczykiem wiec na nic mu ten blog. A czasowo nie dam rady pisac w dwoch jezykach. Lecz gdyby nawet to przeczytal to niczego nowego by sie nie dowiedzial, zna to wszystko na pamiec i wie wszystko o czym tam pisze a nawet wiecej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakiś czas temu uznałem, że wyślę jej maila w którym napiszę co mnie bolało, czego mi zabrakło. I wkleiłem w treść maila fragment jednego z postów uznając, że lepiej jej tego nie napiszę.
      Wydaje mi się, że uznała że język jest dziwny, w trzeciej osobie pisałem o niej i pewnie wkleiła tekst w googla albo coś, i znalazła bloga. No trudno...

      Usuń
    2. a tak swoją drogą... zastanawiam się skąd się biorą ludzie czytający bloga? Jak Ty trafiłaś na mojego?

      Usuń
  5. Sprytna kobieta. Albo jej sie jakies linki wyswietlily. Czasem ten net zyje swoim zyciem.
    Kurcze, nie pamietam dokladnie, przez przypadek chyba. Chyba szukalam innego bloga, ktory mi sie gdzies zapodzial i przez przypadek zobaczylam Twoj tytul, kliklam zeby zobaczyc czy warto no i... warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " no i... warto" Bardzo dziękuję. Mam przyjaciółkę, która zna mnie i bloga i już parę razy słyszałem od niej "Czarna Kawa" daje czadu :) (co w jej języku znaczy że ma szacunek do tego co piszesz). Co do pic wic itp. Ty ze Śląska, ja z Północy (Szczecin, Poznań... różnie się układało)

      Usuń
    2. Sprytna. Raczej to. Nie wierzę w przypadkowy link. Z szacunku do jej sprytu, do Niej, do Ciebie i innych kobiet z okazji minionego 8 marca zmieniłem tytuł bloga z "Ja i Ona" na "Ona i Ja" co umknęło uwadze wszystkich :)

      Usuń
    3. Milo mi, ciesze sie ze ktos docenia moje wypociny. Wiadomo ze nigdy sie nie trafi w gusta wszystkich ale nie o to przeciez chodzi. Fajnie jest czasem przyczadzic ;)
      Tak myslalam, ze moze Poznan. Tam sie 'pic' uzywa czesciej chyba.
      Nie, nie zauwazylam zmiany. Raczej nie mam oka do takich rzeczy. Ktos mi moze samochod podmienic i moge sie nie skapnac. Ilez to razy probowalam cudzy taki sam otworzyc. Aresztuja mnie kiedys.

      Usuń