piątek, 27 kwietnia 2018

Drewniane dekoracje


Za dluga przerwa tu byla, wiem o tym. Nie ma sie co tlumaczyc, poprostu nie bylo weny, czasu
i poczucie pewnej beznadzei, ze jest jak jest i o czym tu jeszcze pisac.
W koncu jednak mam ochote cos napisac, aczkolwiek nie wiem jeszcze dokladnie co to bedzie.

Najpierw moze umieszcze pare fotek, ktore obiecalam wieki temu. Trwalo to troche bo jak mam sie bawic plikami na kompie, telefonie lub tablecie to dostaje wysypki. Nigdy nic nie dziala tak jak powinno. Marka sprzetu wydaje sie kompletnie bez znaczenia. No ale probuje w koncu.

Mialy byc fotki dekoracji z drewna, itp.

Stolik wykonany ze szpulki kablowej, jak ja to nazywam, dostarczonej przez D. Wspominalam o tym wczesniej. Wykonanie samodzielne.











Drzwi przerobione na 'obraz' lub 'wejscie do lasu', jak kto woli. Tak mi sie wymyslilo i zostalo wykonane. Z pomoca D sciagnelam drzwi z zawiasow i przykleilam fototapete. Rama byla pomyslem D, ktory to pomysl natychmiast zrealizowalismy razem.










Dekoracje rozswietlajace troche ciemniejsze miejsca w domu. Pomysl i wykonanie wlasne. Z resztek brzozy.



W tym kawalku pnia sa uryte baterie. Probowalam wyzlobic odpowiednio wielka dziure na te nieszczesne baterie. Pieniek okazal sie bardzo twardy i walka byla zacieta. Na tyle zacieta, ze nieco zrylam sobie kciuk wiertlem do robienia wiekszych otworow i mam blizne do dzis. Na szczescie obylo sie bez szycia, itp. D musial udzielic pomocy w wykonaniu otworow i naklal sie przy tym zacnie. Wykonalismy 3 takie 'lampki'. Pienki to nie brzoza (nie pamietam co), ale z drzewka z jego ogrodka, nie moja wina. Hehe.





Reszta to dekoracje z brzozy, ktorej poswiecilam osobny wpis. Pomysl i wykanie wlasne.





Chyba nigdy wczesniej nie mialam takiej frajdy w robieniu takich tam z kims. Byc moze za wyjatkiem czasu w dziecinstwie kiedy to w siarczysta zime z tata pilowalismy pienki w lesie i na sankach targalismy je do domu by napalic w piecu. Nie dlatego, ze byla taka bieda, ale dlatego, ze byla to mega frajda.

Tyle na dzis, nastepny wpis jutro, mam nadzieje.

Czarna Kawa

sobota, 22 lipca 2017

Rejs. W iluzje czy rzeczywistosc?

Przez dluzszy czas nie mielismy okazji gdzies sie razem wybrac, ciagle cos stalo na przeszkodzie. W biezacym miesiacu udalo nam sie to nieco nadrobic.
Ustalilam, ze w jedna z niedziel w koncu zrealizujemy moj plan na wycieczke - niespodzianke. Nie robilam jakichs wielkich planow, bo im wiecej planuje tym bardziej to nie wychodzi. Poszperalam po necie i znalazlam wycieczke stateczkiem po zatoce, dotarlam do rozkladu jazdy i okazalo sie ze pierwszy rejs doskonale wpasowuje sie w poczatek naszego dnia. Zastanawialam sie jak zorganizowac nasz lunch. Wziasc cos ze soba czy tez cos tam sobie kupimy? Jak na zyczenie przeczytalam na ich stronie ze mozna zrobic sobie poltoragodzinny przystanek na wyspie i pozwiedzac co tam maja, a potem zabrac sie na lad (czy tez wieksza wyspe zwana UK, poki co), nastepnym kursem. Doskonale. Mialam na skladzie grila jednorazowego uzytku, latem zawsze dobrze go miec, zorganizowalam kielbasy, cebule, chleb, ser i musztarde oczywiscie i lunch na wyspie gotowy. Jedynie piwa braklo, no ale bylismy zmotoryzowani. Byleby jakas pogoda w miare byla.
D nie mial pojecia gdzie jedziemy. Pytal tylko czy bedzie duzo wspinania sie. 'Nie, plasko jak to tylko mozliwe.' - oznajmilam. Spotkalismy sie rano, wskoczylismy w moj samochod i w dluga. Gdy juz dojechalismy do portu D nadal nie mial pojecia co jest grane i gdy mu powiedzialam ze odplywamy o 11.15 myslal, ze zartuje. Wydawalo mu sie ze pojdziemy na spacer po 'super ciekawym' porcie. Niedoczekanie. W koncu uwierzyl gdy zobaczyl bilety. Weszlismy na stateczek cali podjarani, z wielkimi rogalami.
- To jest normalnie zajefajne - stwierdzil i zaczelismy sie chichrac.
Woda byla w miare spokojna wiec rewolucje zoladakowe nam nie grozily. Oboje nie jestesmy specjalnie wytrzymali wiec przynajmniej nawet w tym bylibysmy blisko siebie.




Rejs przebiegal cudownie i podziwialismy widoki. Dowiedzielismy sie ze na wyspie nie ma nawet kawy wiec znow podziekowalam mojej intuicji za tego grila w plecaku. D zakupil dwie kawy na lajbie i po chwili bylismy na wyspie.



Cieszylismy sie jak dzieci. Zdazylismy juz zglodniec wiec najpierw poszlismy znalezc miejsce na grila. Rozlozylismy kocyk, po kilku probach udalo sie odpalic grila i ... zaczelo padac. Nie przeszkadzalo nam to. Bylo tak fajnie razem ze moglo sobie lac. Kocyk wkrotce powedrowal na nasze glowy i bylo bardzo przytulnie. Deszcz nie byl zbyt obfity wiec kielbaski wkrotce byly gotowe. Jedynie kawy zrobily sie zimne szybciej niz by sie chcialo. I chyba deszcz do nich wplynal pomimo pokrywek. To tez nam nie przeszkadzalo. Chyba bysmy nie zauwazyli ze pijemy sama deszczowke. Zjedlismy wszystko jak leci i nawet D nie marudzil, ze za duzo. Trudno nam bylo uwierzyc, ze to sie dzieje naprawde. Nie dane nam bylo, poki co, spedzac tak czas z ta druga osoba.
Mialam troche wody do zgaszenia grila, plus resztki kawowej deszczowki, ale chcialam jeszcze przyniesc wody i zgasic porzadnie, bo gril mial wyladowac w kuble na smieci. Wzielam wiec butelke i poszlam nad brzeg po wode. Prawie przy tym polamalam nogi bo kamienie byly cholernie sliskie. Zajelo mi to chwile ale udalo sie. Przy okazji wywolalam niezly harmider wsrod gniazdujach tam mew i tylko czekalam na jakis atak bombowy. Obylo sie bez tego. Posprzatalismy i poszlismy zwiedzac wyspe. Znalazlo sie tam duzo zakamarkow bardzo odpowiednich by zaspokoic zapotrzebowanie na pocalunki.
Nadszedl czas na zlapanie lajby i powrot, ktory byl jeszcze lepszy bo sporo zobaczylismy. Zdolalismy takze skonsumowac cala czekolade z orzechami.
Dotarlismy na brzeg, poszlismy na spacer i na dobra kawe z dobrym ciachem. Potem nastepny spacer.
Zblizal sie wieczor wiec trzeba bylo wracac. Z ciezkim sercem.
Te momenty sa najgorsze, gdy wracamy do swoich domow udajac ze bylo sie gdzies zupelnie indziej i probujac zamaskowac zapach grila na ciuchach. Powrot do rzeczywistosci? Fakt, czesto mamy wrazenie ze dzien razem to tylko piekny sen. Bo zyjac przez lata na pustyni to jest jak fata morgana oazy.  A moze ten rejs byl rejsem do rzeczywistosci? A ta niby brutalna rzeczywistosc jest naszym wlasnym tworem, stworzonym czesto na wlasne zyczenie, matrixem, do ktorego uciekamy, bo boimy sie zyc zgodnie z soba, z naszym rzeczywistym JA.
Tak wiec wracamy do domow i wyciagamy wszelkie zdolnosci aktorskie jednoczesnie zyjac tym czym glowa i serce przepelnily sie w ciagu wspolnego dnia. Czyms z czego nie chcemy zrezygnowac za zadne skarby. Bo to jest wlasnie nasze rzeczywiste JA.

Czarna Kawa

czwartek, 20 lipca 2017

Brzoza

Dawno nie pisalam bo brakowalo czasu, weny i motywacji i nie wiem czego tam jeszcze. Dzieje sie duzo ale nic na skale swiatowa. Byc moze na szczescie.
Remont jeszcze w toku, prawie skonczony. Robie z doskoku, kiedy mam czas.

Mam sentyment do niektorych drzew, ale do brzozy chyba szczegolny. Kojarzy mi sie z wakacjami, dziecinstwem, pieknym szelestem i blyszczacymi liscmi. Najlepszy relaks byl zawsze na trawie pod brzoza. I tam tez rosna najlepsze czerwone kozaki. Na brzoze latwo sie tez wchodzi. I mozna robic notatki na jej korze.

Dawno temu wspomnialam D ze swita mi pomysl dekoracji co poniektorych miejsc w domu ozdobnymi galeziami, brzozy najlepiej. Taka luzna mysl. Mialoby sie to wiazac z wyprawa do jakiegos lasu. Z doza ryzyka bo za noszenie przy sobie ostrych narzedzi mozna miec tutaj powazne klopoty. Nigdy wiecej mu o tym nie wspomnialam bo sama nie wiedzialam jeszcze czy tego na pewno chce. Az tu pewnego dnia przesyla mi zdjecie galezi brzozy z tekstem 'Patrz co mam dla ciebie'. Najpierw oczy mi wyskoczyly z orbit, potem zrobil mi sie wielki rogal, serce zabilo mocniej i zdolalam wymowic 'nie wierze!' Zdaje sie ze diamenty wywoluja takie reakcje u kobiet, u mnie powoduja to galezie brzozy. Albo wiertarka.
'Sa idealne. Dokladnie o to mi chodzilo. Jestes wielki jak zwykle'.
Po chwili zadzwonil caly w skowronkach:
- Co ty na to?
- Boze, rewelacja. Czy ty wiesz ile to dla mnie znaczy? Skad ty to masz?
- Jeden z moich klientow przyjechal i mial kupe tych drzew i galezi na pace przywalone gratami. Spytalem co z tym robi. Powiedzial ze wyciol ze swojego ogrodu i do wywalenia. To mowie ze znam kogos kto takich szuka i robi z nich rozne rzeczy. Wiec wytargalismy pare galezi spod tych gratow. Powiedzial zebym dal ci jego namiary i mozesz sobie podjechac po wiecej. Ale to chyba zbyt ryzykowne...
- Normalnie wierzyc mi sie nie chce. Mysle ze tyle mi wystarczy.
- Gotowe do odbioru. Musimy teraz jakos to przeniesc do ciebie. Jedno jest spore, nie wiem gdzie to zmiescisz, moze trzeba najpierw pociac.
- Nie, nic nie tnij. Cos wymysle, na strych wrzuce tymczasowo. Musze pomyslec jak to wykorzystac i gdzie przeciac. I ca za piekne kolory to ma. Srebrne i zlote! Marzenie.
- Ciesze sie ze ci sie podoba. - pekal z dumy.

Galezie zostaly przetransportowane w 3 ratach. Najpierw ja zabralam kilka z warsztatu, potem D przywiozl pare dluzszych. Na koniec zostalo drzewko w calosci, sporej dlugosci. D je przewiozl do mnie i wspolnymi silami wtargalismy je na strych uzywajac nie znanych wczesniej technik. Lezy tam czekajac na swa kolej a ja codziennie mysle co z tego stworzyc.
Moze to przesadzone, ale mam to gdzies: tak oto moj ukochany, ktory sprawia ze czuje sie z nim jak w domu rodzinnym, przynosi mi jedne z najlepszych fragmentow z dziecinstwa. Weird or what?

Czarna Kawa

wtorek, 2 maja 2017

Za pozno

Kijowy kwiecien minal, ale maj nie zaczal sie zbyt pieknie. D mial w sobote impreze rodzinna ktora wprawila go w dol. Troche mniej lub bardziej krewnych mu sie zjechalo, a co jeden to bardziej skrecony. Poczul sie jak w cyrku dziwakow i dziwactw. Od zony poczynajac na tesciach syna konczac. Z znow obskakiwal gosci praktycznie sam bo Pulcheryja w swej zaradnosci nie bardzo wiedziala co robic. Jedno jest pewne, ten facet tam poprostu nie pasuje, co mu juz nie raz mowilam. Odstaje jak kciuk w gipsie. Marzyl o fajnej rodzinie, zyjacej w jakichs w miare normalnych relacjach a zrobil sie cyrk. Mozna by ksiazke napisac ale nie warto. Czasem sie wkurzam na niego ze nie pierdzielnie tym wszystkim i wszystkimi, a czasem najzwyczajniej jest mi go zal i przykro mi ze musi w tym bagnie tkwic. Pewnie nikt nie ma rodziny doskonalej, ja tez nie, ale wszystko ma swoje granice. Czasem jest tego za wiele i D to dobija. Nie dosc ze rodzina zrypana (tak sie zlozylo ze z jego wlasnej rodziny zostaly jedynie 2 kuzynki i jedynie z nimi ma jakies normalne relacje) to jeszcze po tym wszystkim zostaje w domu z zona o zrypanym berecie, z ktora nie da sie nawet normalnie gadac i ktora staje po stronie wszystkich tylko nie meza.
Wczoraj byl dzien wolny wiec nie dalo sie spotkac, przez co caly ten weekend byl jeszcze gorszy.
Dzisiejsze buziaki i przytulanie i rozmowy i wspolny lunch pomogly jak zwykle.

- Mam wrazenie, ze tylko te chwile razem pozwalaja mi byc soba i daja poczucie normalnosci. To jest jak azyl, oaza. - powiedzial dzisiaj.
- Gdybys byl sam to moglbys sie tak czuc praktycznie caly czas.
- Tak za toba tesknilem, funkcjonuje z dnia na dzien wciaz myslac o tobie. O tym co robisz, jak sie czujesz, o tym jak wygladasz, jak sie smiejesz, jak robisz dla nas lunch, o naszych wspolnych chwilach, o nas wogole. To mnie jakos trzyma. Jedynie czas z toba ma sens. Reszta to jakies... nie wiem nawet co.
- Wiem jak to jest kochanie, czuje dokladnie to samo choc pewnie inne rzeczy na to wplywaja. Ale uczucie jest takie samo.
- Moglym wyciagnac jakas walizke, spakowac podstawowe rzeczy, wyciagnac troche kasy z banku i pojechac w cholere do innego miasta, panstwa, na inny kontynent, albo inna pieprzona planete. Znalezc sobie jakas prosta prace od do i miec swiety spokoj. I ciebie. Musi byc fajnie moc tak zrobic.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Musialbys to zrobic by to poczuc i sie przekonac. Nie chcialbys wrocic za zadne skarby. Jak sie poczuje lepsze to na gorsze juz sie nie chce wrocic. I nie chodzi tu o rzeczy materialne. One maja sie nijak do lepszego stanu psychicznego i emocjonalnego. Do poczucia bycia soba i bycia wolnym od debilizmow jakie cie otaczaja na co dzien.
- To nie fair, ty powinnas byla mnie ostrzec. Powinnas nosic przy sobie ostrzezenie rzadowe. Jak przyszlas i chcialas zebym cie pocalowal, powinnas byla powiedziec: 'sluchaj, zanim sprawie ze sie zakochasz, powinies wiedziec pare rzeczy...'
- Hahahaha... sprawie!
- Tak! Ty mnie omotalas! Czarownica! Zmusilas mnie! Nie mialem nic do powiedzenia.  - zaczal mnie laskotac.
- Aaaaaa! Bede krzyczec! Faktycznie musze byc niezla skoro cie zmusilam do zakochania.
- Bez ostrzezenia o tym kim i jaka jestes!
- Gdybym tylko wiedziala... Dowiedzialam sie dzieki tobie. I to tez jest nie fair przystojniaku. I ty tez mnie nie ostrzegles ze zwariuje na twoim punkcie. - po raz kolejny pogladzilam jego zarost, moja fiksacje.
- Teraz juz wiemy.
- Za pozno...
- Za pozno... Zanim cie poznalem nie wiedzialem ze da sie inaczej, lepiej, nie wierzylem ze to mozliwe. Teraz wiem i nie da sie wrocic do czasu kiedy nie wiedzialem i zylem w blogiej nieswiadomosci. Nie chce tam wrocic. Teraz jest juz za pozno. I nie dalo sie inaczej.
- Nie ma mowy. To wlasnie ta 'lepszosc' z ktorej nie da sie zejsc na nic gorszego.
- Nie da sie.

Czarna Kawa

środa, 19 kwietnia 2017

Kwietnia ciag dalszy

Pierwsze dwa tygodnie kwietnia spotykalismy sie codziennie, nie bylo to proste ale udalo sie. W drugi weekend udalo sie nawet urwac na pare godzin i spedzic czas na lonie natury. Nawet pogoda dopisala.
Potem byly swieta, ktore jakos znioslam. Bylam bardziej zajeta drobnym malowaniem i poprawianiem wygladu schowka w kuchni niz swietami. W dupie mam takie swieta. Jedynie w niedziele uznalam ze niech B przyjdzie na obiad, rzuce kawalkiem miesa i niech syn ma jakies tam swieta. Mogl sie rozlozyc z tata na kanapie i wszyscy ogladalismy Hotel Transylvania zajadajac sie czekolada. Napilam sie wina do obiadu i przysnelam w fotelu na chwile i takie byly moje swieta. Przynajmniej syn byl zadowolony wiec to jest big plus.

Poniedzialek byl wolny wiec sie nie moglismy spotkac, udalo sie tylko chwile pogadac. Tym razem D znosil swieta z trudem. Nie brzmial zbyt wesolo. Tez zabijal czas majsterkowaniem i praca w ogrodzie wyobrazajac sobie jak by moglo byc... I patrzac, a raczej starajac sie nie patrzec, jak zona napycha sie czym popadnie i wpieprza jego czekolade po kryjomu a potem mowi 'ja tylko kawalek wzielam' i probuje z niego robic idiote. Albo mowi: 'otworz to jajko czekoladowe, zjem swoja polowke'. Powiedzial zeby cale zezarla, co sie bedzie rozdrabniac. Jej setna dieta cud i tak juz poszla w pizdu, bo przytyla zamiast schudnac.

'Musialem uslyszec twoj glos' - powiedzial przez tel.

We wtorek z rana, przed praca, musialam wstapic do warsztatu na 5min tylko po to bysmy mogli sie przytulic i tym razem by to D poczul sie lepiej. Ze mna bylo nie najgorzej.

W tym tygodniu Pulcheryja ma urlop wiec spotkania sa utrudnione bo moze wpasc do warsztatu w kazdej chwili, a jak nie ma tam D to dzwoni do usraniej smierci. Mimo to udalo nam sie wczoraj zjesc lunch u mnie, a dzis D udalo sie przyjsc do mnie rano gdy Pulcheryja pojechala na jakies zakupy. Oczywiscie dzwonila jak byl u mnie bo go nie znalazla w warsztacie i zmyslil jakas historie o tym gdzie pojechal i po co. Akurat skonczylismy sie kochac wiec nie przeszkodzila specjalnie. Heeee....

D przyszedl dzis, usiedlismy przytuleni na kanapie i D zaczal mnie calowac namietnie.
- Musze isc na gore A, chocby po to by sie przytulic, poczuc cie cala.
- Oczywiscie kochanie, choc, idziemy.
Poszlismy do sypialni, rozebralismy sie i w samej bieliznie wskoczylismy do lozka. Wtulilismy sie w siebie, objal mnie od tylu, a ja przywarlam calym cialem do niego. Bosko.
- Boze, jak cudownie. - stwierdzil.
- Tego nam bylo trzeba przez swieta.
- Nie moge nawet za duzo o tym myslec. Dola dostane.
- Lepiej cieszyc sie chwila.
- Nie wiem co robic, czy tylko sie tulic czy cos wiecej.
- Jak chcesz kochanie.
- Tak trudno sie oprzec, ale potem boli. I tak trudno sie oprzec jak widze ten seksowny kark, ramiona, dotykam cie...
Ledwo skonczyl i juz sie kochalismy. Nie dalo sie tego nie zrobic. Szczegolnie przed dlugim weekendem w rozlace. Lecz widzialam bol w jego oczach.
- Przytul sie prosze, musze miec cie blisko. - mowil.
- Jestem z toba i przy tobie kochanie. Nawet jesli jestesmy osobno to i tak jestesmy razem.
- Boze, jak ja cie kocham - powiedzial gdy przytulalismy sie po.
- Czuje to, w kazdej komorce.
- Musze ci cos powiedziec.
- Slucham.
- Jesli odejde nagle, kopne w kalendarz i nie dostane szansy spotkania sie z toba i wszystko co robimy teraz wyjdzie na jaw, bo wszystko co mam od ciebie zostanie znalezione, chce zebys wszystkim powiedziala o nas. Prawde o tym jak sie kochamy i jak byc powinno. Mozesz isc i zapukac do drzwi [jego domu] i powiedziec jak bylo. Mozesz nawet w lokalnej gazecie opisac, nie obchodzi mnie co ludzie beda o mnie myslec. Wole zeby znali prawde.

Lza mi sie zakrecila w oku.

- Jak odejdziesz to napewno nie bedzie cie to obchodzic.
- Mozesz zrobic co chcesz. Nie mysl ze ja bym nie chcial czy cos. Wrecz przeciwnie. I mam to gdzies co ludzie pomysla o niej.
- Ona bylaby ta biedna poszkodowana.
- Niezupelnie, jesli prawda o niej wyjdzie na jaw.
- Mam badzieje ze nie pojdziesz sobie bez pozegnania, nieladnie tak.
- Postaram sie ale wiesz ze gwarancji nie ma. Chcialem tylko zebys to wiedziala.
- Ok, bede pamietac jakby co. Nie moge za bardzo o tym myslec, bo zas dola dostane.

Jutro rano spotkamy sie gdzies poza domem dla bezpieczenstwa. Krazownik Pulcheryja krazy. A popoludniu D wyjezdza juz do syna i wraca w niedziele. Zobaczymy sie dopiero w poniedzialek. Zona nalegala by zostac tam do poniedzialku ale D sie wykrecil. Potem ona ma wolny poniedzialek i wtorek wiec zobaczymy jak bedziemy mogli sie spotkac.
Poki co sie trzymam i mam zamiar wyjechac z synem w weekend gdzies w cholere zeby nie tkwic w 4 scianach.

- I bede dzwoni i pisal smsy kiedy tylko bede mogl. Biore zapasowa naladowana baterie do naszej komorki. - zapewnil.
- Poprosze. Nie dam rady bez tego.

Czarna Kawa

Rozmowy z dusza, cz. 4

Nastepne dni, tygodnie, miesiace...

- D ci sie podoba, prawda?
- Zaczyna mi sie podobac za bardzo. Wiesz co? Szukam czegos przez co przestalby mi sie podobac i nie moge nic znalezc.
- I nie znajdziesz. Wiem co mowie. Poznaj go lepiej w ten 'standardowy' sposob.
- Ale jak? Co mam mu powiedziec? 'Hej, chcialabym cie lepiej poznac'? Zenada. Dajmy sobie spokoj, przejdzie mi.
- Nie przejdzie.
- Przejdzie, dam sobie tydzien, dwa i przejdzie.

Po dwoch tygodniach...

- Nie przejdzie! Nie przejdzie! - skandowala Dusza.
- Przez ciebie nie moge przestac o nim myslec. Ale przejdzie, poczekam jeszcze.

Po miesiacu...

- Nie przeszlo, nie?
- Kurde, nigdy mnie tak dlugo nie trzymalo. Zawsze pare dni, tydzien, moze dwa i spokoj. Ty chyba nie chcesz zeby przeszlo.
- Oczywiscie,  ze nie. Czekam az sie poddasz.
- Dlaczego?
- Bo chce doswiadczyc bliskosci z jego Dusza poprzez ciebie.
- Ale dlaczego akurat z jego?
- Bo jest wyjatkowa, ciagle do siebie wracamy, przyciagamy sie. Pamietasz jak go zobaczylas po raz pierwszy?
- Pamietam. Czas stanal w miejscu. Lub przestal istniec.
- Dokladnie tak bylo. Czas tak naprawde nie istnieje, nie taki jak w ludzkim pojeciu. Spotkanie z nim, z jego dusza pozwolilo ci to odczuc. A ja wreszcie moglam tego doswiadczyc przez ciebie. Piekne uczucie...
- To prawda... ale to dlaczego wtedy nic nie mowilas, nie dzialalas?
- Mowilam, poczulas ze czas stanal w miejscu i czulas moja radosc, energia zawirowala.
- Tak bylo... - zamyslilam sie.
- A potem znow posluchalas Rozsadku.
- No tak, pamietam jak pomyslalam: 'Wow, co za facet... ale ech tam, zejde na ziemie, jestem z B' i na tym sie skonczylo.
- No wlasnie. Wybralas inna sciezke.
- Ale skad mialam wiedziec ze to ty? To sie dzieje za szybko, jedno male odczucie i ja mam sie zorientowac o co chodzi?
- Wszyscy teraz wszedzie pedza. Nie maja czasu na refleksje i zatrzymanie sie i wglebienie sie w odczucia. Sa one odrzucane i biegniesz dalej, do nastepnych zajec.
- No w sumie tak. No dobra, ale zaraz, chwila. Jak to ma byc. Ty chcesz doswiadczac go przeze mnie, wciagasz mnie w to wszystko i masz gdzies to ze ma zone? Ze to ja bede musiala swiecic oczami jakby cos? Masz gdzies wszelkie normy moralne?
- Znow te fakty... normy... jestem ponad to. Tam skad pochodze nie ma norm moralnych. Jest milosc, ta prawdziwa. Normy moralne to wymysl czlowieka, substytut milosci. Zasady jakie wymyslil czlowiek by czuc sie bezpieczenie gdy braknie milosci. A te ludzkie twory zawodza, Dusze nie podporzadkowuja sie normom moralnym ani zadnym innym.
- No tak...
- Ale to osobny dlugi temat.
- Chyba nie umialabym sie teraz na tym skupic. Ale zaraz, przeciez do tej pory jakos zylas ze mna bez niego. Nie doswiadczajac jego Duszy, znaczy.
- I cale to 'zycie' prowadzilo do niej.
- To troche przesadzone jest.
- Czyzby?
Cale zycie, wydarzenie po wydarzeniu, decyzja po decyzji, przelecialo mi przed oczami. Ciezko bylo zaprzeczyc.
- Czego zawsze pragnelas, chcialas? Znalazlas to?
- Nie, nigdy. Prawda jest ze wszystkie wydarzenia,  decyzje prowadzily mnie tutaj. Nigdy nie czulam ze Polska to moj dom. Moja rodzina, dom rodzinny, owszem, ale nie Polska. Rownie dobrze moglam sie urodzic w Afryce. Polska nigdy nie byla dla mnie miejscem docelowym. Tak myslalam od dziecka, odkad zdalam sobie sprawe z istnienia innych krajow.
- Jak myslisz, dlaczego?
- Bo chcialas byc z D?
- Tak.
- Czyli jestem jakas marionetka dla ciebie? Srodkiem transportu? Nie mam nic do powiedzenia?
- Oczywiscie ze masz. Mozesz zdecydowac inaczej.  Wiele razy decydowalas inaczej.
- Ale kazda decyzja nie zgodna z toba prowadzi do ciemnej dupy. Tez mi wybor. To tyranstwo jest. Zamordyzm.
- Ja to ty, a ty to ja. Problemem jest ze wciaz sie oddzielasz, udajesz ze mnie nie ma i ze skladasz sie tylko z Rozsadku. Bo otoczenie tego oczekuje. Przyznalas, ze gdy mnie sluchasz dzieje sie szczescie. To jest zamordyzm? Tyranstwo? Jestes szczesliwa jak mnie sluchasz wiec w czym problem? Oczywiscie, ze mozesz mnie nie sluchac, ale wtedy nie mam wplywu na to co sie dzieje...
- Tak, tak, wiadomo co wtedy. Ciemna strona ksiezyca.
- Sama widzisz.
- Jeszcze pozniej do tego wroce, bo cos mnie w tym wkurza, ale to potem.
- Ok. Ja mam czas.
- To napewno. Czyli twierdzisz ze wszystko prowadzilo do D?
-Tak.
- Jezu, to za wiele jak dla mnie. Pewnie jak go poznam to okaze sie ze jest dupkiem, bo tak to juz jest w moim zyciu, i tyle bedzie z twoich teorii i wszystko wroci do normy.
- Wiesz ze nie jest dupkiem.
- Wlasnie ze nie WIEM. CZUJE tylko ze nie jest.
- Dla mnie to to samo. Czuc i wiedziec.
- Dla mnie nie.
- Jeszcze nie.
- Moze kiedys bedzie.
- Jest tylko ze w to nie wierzysz.
- Dziwisz sie? W dzisiejszych czasach, gdy wszystko musi byc czarno na bialym, empirycznie zbadane i udowodnione? A wszystko poza tym to widzi mi sie?
- Mnie nic nie dziwi. Ale mozesz to zmienic u siebie i dla siebie. Daj mu jakis sygnal, zagadaj.
- A dlaczego ty nie dasz? Jego Dusza wie ze tu jestes to dlaczego nie ma sygnalu z jego strony?
- D jest za bardzo pograzony w swoim Rozsadku. Nie slucha i zaglusza sygnaly od swojej Duszy.
- Acha, to z pewnoscia uwierzy, ze ty chcesz z nim byc. Powiem mu: 'Wiesz, moja dusza chce byc z twoja wiec choc, bedziemy razem albo cos.' Jasne, wszystko czego pragne to byc uznana za czuba, dac okazje D by opowiadal wszystkim we wsi kawal o tym z jakim to ufo mial do czynienia.
- Wiadomo ze nie wszystko nie zawsze mozna mowic.
- To niby jak mam zagadac? Na piwo zaprosic? Prosze cie. Dajmy se spokoj.
- Nie... to nie wyjdzie. On nie przepada za piwem.
- O prosze, to wielce ulatwia sprawe. Nawet nie moge sie z nim zakumplowac, widuje go raz na ruski rok. A wymyslanie pretekstow to nie w moim stylu.
- Daj mu jakies sygnaly nastepnym razem jak sie z nim zobaczysz. Wiesz, te takie kobiece.
- Ta, zamacham mu rzesami jak jakas panienka. Dzizes... do czego to dochodzi. A co jesli on bardzo kocha swoja zone?

Milczenie. Mowilo ono wiecej niz tysiac slow.

Czarna Kawa

czwartek, 6 kwietnia 2017

Rozmowy z dusza, cz. 3

Na drugi dzien...

- Zaufac ci?
- Acha.
- Nie wiem... boje sie.
- Sprobuj.
- Hmmm....
- Wiesz dobrze, ze chcesz sprobowac.
- No chce, ale sie boje.
- Czego?
- Ze mnie zawiedziesz.
- A jak sie czujesz jak myslisz o posluchaniu mnie?
- Dobrze. Milo. Bezpiecznie. Ale cos powoduje ze sie tez boje.
- Bo zaczynasz myslec zamiast czuc. Jak myslisz i probujesz to racjonalizowac to sie zaczynasz bac. Jak dajesz sie poniesc odczuciu - strach znika.
- Mowia ze tylko glupcy sie nie boja.
- Boja sie ci ktorzy duzo mysla a malo czuja.
- Hmmm.... dobra... sprobuje.
- Super.
- Ok, przyznaje, ze jak pomysle o D to od razu czuje ze go znam.
- Znasz. A co czujesz?
- Spokoj, dobro, pewnosc, zaufanie, bezpieczenstwo a nawet milosc. Meskosc. Jest bardzo meski. Prawdziwy mezczyzna.
- Wlasnie.
- Ale jak mam byc tego pewna? Ze to nie tylko moje 'zwidy'. Ze nie wmawiam sobie tego?
- Tu nie chodzi o te szeroko pojeta pewnosc oparta na faktach. To jest Rozsadek. Ustalilismy, ze on zawodzi. Rozsadek mowi o tym co widzisz, nie o tym co czujesz.
- Nie rozumiem.
- Odrzuca odczucia jako 'widzi mi sie', ustala jakies fakty, ktore nie koniecznie sa tym czego szukasz i potrzebujesz i wmawia ci ze to jest to czego szukasz.
- No... cos w tym jest. Tak bylo. I wyszlo do dupy.
- Bo caly czas zagluszalas czucie.
- Zgadza sie. Czyli mam caly czas wierzyc temu co czuje?
- Zdecydowanie tak.
- O Boze...
- Co?
- To trudne jest.
- Bo cale zycie robilas odwrotnie. Musisz sie przestawic.
- Ja cie sune....
- Co?
- To dlatego wszystkie moje dotychczasowe zwiazki byly o kant kuli?
- Oczywiscie ze tak.
- Ja pierdziele... gdybym kierowala sie tym co czuje a nie tym co mysle, byloby zupelnie inaczej.
- Uhm...
- Ale musisz przyznac, ze czasem kierowalam sie odczuciem.
- Czasem tak.
- Jak np wybralam kierunek studiow. To byl strzal w 10. I nie mialo to nic wspolnego z Rozsadkiem.
- Tak, to byl dobry wybor.
- No. Albo jak jezdzilam konno jak wariatka - piekne czasy.
- Super bylo. Bo mnie posluchalas.
- No. Albo jak poczulam, ze musze zakonczyc zwiazek z A, a potem z drugim A. Co za blogosc to byla.
- Dzieki mnie.
- Albo jak zdecydowalam sie wyjechac do UK. Nie moglam sie powstrzymac. Najlepsza decyzja mojego zycia.
- Dzieki.
- O zesz w morde...
- Widzisz co sie dzieje jak mnie sluchasz?
- Widze. Szczescie sie dzieje.
- Ot i co.

Czarna Kawa