środa, 18 stycznia 2017

Palec

Pare tygodni temu moj kochany mechanik walnal sie mlotkiem w palec czego nawet nie poczul w ferworze pracy. Po chwili zauwazyl krew ale wygladalo to tylko na zdarta skore. Jednak na drugi dzien palec nie wygladal najlpiej. Zaczal puchnac, a po paru dniach przybral dosc duze rozmiary. D udal sie do lekarza, bo nie wygladalo na to, ze samo przejdzie. Lekarz uznal, ze to infekcja i przepisal antybiotyk. Pigulki zostaly polkniete ale zmiana na lepsze nie nastapila. Wlasciwie to wygladalo to gorzej. Krotko mowiac, wracal do lekarza z tym palcem srednio raz na tydzien, bral coraz wiecej antybiotykow i sytuacja sie nie poprawiala. W koncu wczoraj rano poszedl do innego lekarza, bo po ponad 200 pigulkach poprawy nie bylo, a dotychczasowy lekarz zaczal plesc pierdoly na temat palca. Inny lekarz spojrzal na palec i od razu kazal mu isc do szpitala na ortopedie.
Ja mialam w pracy lekki wir rano, ale w koncu po 12 bylam w domu, a D tkwil w szpitalu czekajac w kolejce do lekarza. Mielismy zjesc lunch u mnie, ale plan zostal zawieszony, bo nie wiadomo bylo o ktorej D wyjdzie ze szpitala. Po 1 nadal tam siedzial i choc juz go zaproszono na badania to jednak mialo to jeszcze chwile potrwac. Wpadlam na pomysl, ze moze lepiej bedzie jak zrobie jakies kanapki i powoli pojade na szpitalny parking i tam poczekam na niego z lunchem. Po szpitalu musial wracac do pracy, a ja musialam odebrac dziecko ze szkoly wiec na dluzsze spotkanie nie bylo juz szans. Pomyslalam, ze jak tam poczekam to bedzie szansa na pare minut razem. Zrobilam kanapki i kawe i dojechalam na parking przed 2. Znalazlam jego samochod i przycupnelam za nim, wolnych miejsc i tak nie bylo. Zjadlam jakas przekaske w domu, zeby wytrzymac, a D siedzial w szpitalu marzac o zjedzeniu konia z kopytami. Czekalam na niego godzine ale nie wygladalo na to ze wkrotce wyjdzie. Wejsc nie moglam bo i tak by mnie nie wpuscili. W koncu bylo juz za pozno i napisalam mu smsa ze juz musze isc, odebrac syna ze szkoly. Juz wyjezdzalam z parkingu gdy zobaczylam D wychodzacego ze szpitala skupionego na swej komorce. Sekunde pozniej juz rozmawialismy.
- Hej kochanie, widze, ze wyszedles.
- W koncu, ale za pozno.
- Poczekaj, zawracam - oznajmilam w trakcie manewru - przynajmniej dam ci kanapki.
Po chwili wskoczyl do mojego samochodu, dalam mu kanapki, pare buziakow i musialam uciekac.
- Dziekuje kochanie. Ty jedz po dziecko, ja ide do samochodu i zaraz zadzwonie.
- Ok, do uslyszenia, pa!
- Pa!

Po chwili zadzwonil:
- Dziekuje za kanapki kochanie, Boze, jaki bylem glodny. Zatkaly dziure idealnie.
- Prosze bardzo, ciesze sie ze moglam cie nakarmic.
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Takie wlasnie rzeczy robia roznice.
- Normalne jak dla mnie kochanie, takie wlasnie rzeczy robimy dla siebie i juz.
- Chcialbym moc czesciej robic to dla ciebie.
- Robisz, kiedy mozesz i kiedy trzeba.
- Musimy jutro nadgonic stracony czas.
- Jasne, jutro bedzie czas na dobry lunch i przytulanki.
- Super.

Dzis jednak D czuje sie srednio na jeza po tych wszystkich antybiotykach, stracil apetyt, a cokolwiek zje ma ochote zwrocic. Efekty uboczne. Tak wiec spotykamy sie u mnie, zwijamy na kanapie i ogladamy dvd. Sucharek i cherbatka dla D :)
Acha, a palec ma naderwane sciegno. Nadaje sie do operacji, ale D nie jest chetny. Zobaczymy.

Czarna Kawa

3 komentarze:

  1. Lubię czytać twoje wpisy ;). Sama piszę o "miłości zakazanej", lecz teraz założyłam nowego bloga, przez którego chcę poruszać wiele spraw. Zachęcam do luknięcia. https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=8537852529802194623#postsstats/src=sidebar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozesz wpisac adres bloga jeszcze raz? Ten nie dziala. :)

      Usuń
  2. Ciesze sie bardzo, z pewnoscia zagladne na Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń