sobota, 10 września 2016

Ciezkie przypadki

Sytuacja sie nieco znormalizowala i w ubieglym tygodniu znow moglismy sie spotykac jak zwykle. Najpierw plan byl taki, ze zona D miala miec ubiegly tydzien wolny. Potem uznala, ze jednak idzie do pracy. Ale w typowym dla siebie stylu, w ubiegly poniedzialek oznajmila D z rana, ze jednak nie idzie do pracy, bo 'nie czuje sie gotowa'. W gruncie rzeczy nie o gotowosc chodzilo, a o pewne sprawy rodzinne nad ktorymi desperacko chciala sprawowac kontrole. Na to D nie wytrzymal i zrobil jej jazde, takze z rana, ze co to za wakacje sobie urzadza i ciekawe czy jest to platny urlop. Stwierdzila, ze ja to nie obchodzi czy platny czy nie. D sie wsciekl, oznajmil, ze za to jego to obchodzi, bo niby rachunki sie same zaplaca? Ale miala to w dupie i nie poszla. W ten sam dzien dostala telefon od szefa z pytaniem czy rozwaza dalsza prace czy juz zrezygnowala, bo chcialby wiedziec na czym stoi. Nie raczyla go nawet poinformowac, ze nie przyjdzie w poniedzialek. Tak wiec wielce obrazona, laskawie poszla do pracy we wtorek. Ale cyrk.
W koncu udalo nam sie spotkac i nadrobic zaleglosci we wtorek, srode i czwartek. W piatek musielismy sie spotakc poza warsztatem, bo zona D znow miala dzien wolny, bo czemu nie. W koncu nie da sie tyle pracowac, szczegolnie na pol etatu. Potem znow ma urlop od 17 do 27 wrzesnia. A tak poza tym to wszystko ok.
Oboje mielismy pare 'fantastycznych' dni, rownoczesnie lub na przemian. Jak juz wspomnialam, D zakupil ten rower i sie dobrze bawi, jezdzi na przejazdzki kiedy moze. W czwartek rozmawial z facetem, od ktorego go kupil i okazalo sie, ze gosc ma takze bagaznik rowerowy na zbyciu. Taki, ktory sie instaluje na tyl samochodu. Wiec D kupil go sobie za symboliczna kwote. I juz oczywiscie mamy plan zapakowania rowerow (jak juz kupie jakis dla siebie) i w dluga. Tego samego dnia przyblakal sie do jego warsztatu jakis pies. Bardzo przyjacielski, musial sie komus zgubic, z obroza. Wlasciela nie bylo na horyzoncie wiec przywiazal psa na zewnatrz warsztatu celem nie przejechania przez samochod i aby byl widoczny jakby ktos go szukal. Ale czas mijal i nikt sie nie pojawial po zgube. D nie jest bywalcem fb wiec nie mial jak zamiescic ogloszenia. Ale zrobil zdjecia z mysla, ze zona ogloszenie zamiesci, bo jej zycie istnieje tylko na fb. Takie zadanie powinno wiec byc dokladnie w ramach jej kompetencji. Przygarniecie psa nie wchodzilo w gre, bo swoich dwoch ma juz po dziurki w nosie. Dzis musial wstac o 4 rano, bo jeden sie rozchorowal, a zona dupy nie ruszy. Ale psy byly jej pomyslem i to ona je bardzo chciala i tak bardzo je kocha. Wracajac do opowiesci, D zadzwonil do organizacji zajmujacej sie zwierzetami w tarapatach, przyjechali, okazalo sie, ze pies nie ma mikroczipa niestety i zwierze zostalo zabrane. Co z nim dalej - nie wiadomo. D wrocil po pracy do domu, poprosil zone zeby zamiescila ogloszenie. Najpierw powiedziala, ze ok, a po chwili, ze przemyslala to sobie i zmienila zdanie i ze nie zamiesci ogloszenia. Oczywiste pytanie: Dlaczego? Teraz sie skupcie, bo nastapi wyjasnienie jedyne w swym rodzaju. Bo, po pierwsze, rasa tego psa jest z tch 'groznych i niebezpiecznych'. Po drugie, wlasciciele takich psow to zazwyczaj narkomani i handlarze narkotykow, ktorzy uzywaja takich psow do ochrony i obrony. Po trzecie, nie zamiesci ogloszenia, bo ci sami narkomani i handlarze przyjda do D i mu nastukaja by okazac swe niezadowolenie z powodu umieszczenia wizerunku psa uzywanego do niecnych celow, tudziez walk.
D powiedzial jej tylko, calkiem slusznie, ze powinna sie isc leczyc. Moj ubaw nie mial konca. Tylko psa szkoda, bo dzieki tej kretynce stracil jakas tam szanse i moze zostac uspiony.
Ja tez mialam swoje chwile prawdy z powodu B. Dzieki niemu moja cierpliwosc przechodzi testy godne swietego. B uznal, ze pomaluje swa nowa kuchnie zanim przyjedzie dostawa AGD. Wiedzialam, ze beda jaja. Kuchnia mala, kolor scian jasny. Postanowil pomalowac na nieco ciemniejszy kolor. Kupilismy 2.5 litra farby. Nie starczylo. Dziwne, bo moja kuchnia jest duzo wieksza i 2.5 litra starcza, a nawet troche zostaje. Zakupilsmy nastepne 2.5 litra. Braklo. Poszlo nastepne 2.5 litra. W sumie 7.5 litra farby na kilka m2. Jedna puszka powinna straczyc na ok. 30m2. Uznalam, ze musial ta farbe pic. Ale to szczegol. Potem uznal, ze bedzie potrzebowal wieksza drabine by pomalowac pokoje, bo tam sa wysokie sufity i nie siegnie.
- To jak pomalowales sufit w kuchni? - pytam.
- Tam jest nizej.
- Gwarantuje ci, ze nie jest. Skad mamy wziasc wieksza drabine?
- Wypozyczyc trzeba.
- Tak? I jak ja przewieziesz? Na rowerze? Moze powinienes najpierw sprawdzic czy siegniesz czy nie?
- No dobra, sprawdze jutro. - oswiecilo go. - A te przykrycia na podloge to trzeba wyprac.
- Tego sie nie pierze.
- Ale brudne sa.
- Nie szkodzi, zachlapania farba wyschna i uzywasz dalej, nie pierze sie tego.
- Ale ty musialas to prac.
- Tylko wtedy gdy jeszcze sluzylo za przescieradlo lub zaslone.
- Ale uzywaliscie tych szmat z twoim tata jak malowaliscie przedpokoj.
- Zgadza sie.
- I potem to pralas.
- W zyciu by mi to do glowy nie przyszlo. Tego sie nie pierze. Jak juz jest calkiem zuzyte to sie wyrzuca i tyle.
- Ale czyste sa. I tasma maskujaca byla do tego przyklejona.
- Bo jak my malujemy to jest czysto. Nie chlapiemy sie farba. Tasma jest dowodem na to, ze nie pralam tych szmat. Jak moglabym je wyprac z przyklejona tasma? Mocowalismy ta tasma szmaty do listw, zeby sie nie przesuwaly.
- A teraz sa brudne, trzeba wyprac. - powtarzal sie do pozygania, a moja cierpliwosc byla u kresu.
- To teraz juz wiem gdzie cala farba poszla. Mowie ci, ze nie bede tego prac, bo to zalatwi pralke na amen. Wysycha i uzywasz dalej.
- To trzeba zaniesc do jakiejs pralni.
- Sluchaj uwaznie, nie bede placic za pranie tych szmat. Mowie ci po raz kolejny, ze ich sie nie pierze. Jesli ci sie nie podobaja to mi je oddaj i daj mi swiety spokoj.

Zamknal sie w koncu. Kuzwa, nie mam sily do tego przypadku. Ciekawe co dalej. To z pewnoscia nie koniec atrakcji. Teraz ma zamiar malowac pokoje, chyba cysterna farby pojdzie.
Oczywiscie okazalo sie, ze sufit w kuchni wcale nie jest nizej i siegnie wszedzie tak samo jak w kuchni.
Sprzet AGD mial byc dostarczony w piatek, a w czwartek B mowi mi, ze ma nadzieje, ze dostawa nie bedzie rano. Dlaczego? Bo sie musi wyspac. Popatrzyl przy tym na mnie tak jakby oczekiwal, ze mu zaproponuje, ze jak bedzie rano to ja pojade do jego mieszkania i bede czekac na dostawe podczas gdy on bedzie spal. Po moim trupie. W czwartek wieczorem dostal wiadomosc, ze dostawa nastapi miedzy 9 a 1. Hehe. Bardzo dobrze. Pojechal tam i czekal, sprzet dojechal o 1. Ja bym w miedzyczasie malowala sufity. Ale nie on, to dzien na dostawe, a nie malowanie. Nie ma specjalnie podzielnej uwagi. Poza tym jakby wygladal? Ma sie pokazac przed ludzmi pochlapany farba? Nie wypada. Tak wiec chyba lezal na golej podlodze, bo nawet krzesla nie ma. Ciezki przypadek.

Moja piatkowa randaka z D przebiegla na opowiadaniu sobie tego wszystkiego. Ubaw mieszal sie z niedowierzaniem, ze to wszystko jest wogole mozliwe. Uznalismy, ze jestesmy raczeni wieksza iloscia badzewia w jednym dniu niz niektorzy w ciagu calego roku.

Pod koniec przyszlego tygodnia nastapi dostawa lozek dla B (znow jakis cyrk bedzie), a wowczas jego wyprowadzka bedzie juz kwestia kilku dni. Wynajecie samochodu dostawczego, zaladunek jego gratow i wio. Nie moge sie doczekac.

Czarna Kawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz